Gdybym była znana i funkcjonowała w powszechnej świadomości jako autorytet w sprawach różnych, na pewno o tej porze dostawałabym już mnóstwo listów i maili z pytaniami o to, jak przetrwać ten trudny okres, jakim jest jesień. Moja potrzeba pisania rubryk w magazynach kobiecych musi być jednak realizowana gdzie indziej, z racji tego, że nikt jeszcze nie dostrzegł we mnie potencjału na współczesną znachorkę, czy też lifestylową guru, która poprowadziłaby grono zagubionych dusz przez wiatry, deszcze i ciemności. Mimo mojego szczątkowego doświadczenia w roli pasterza ludu, zupełnie niepytana, czuję potrzebę włożenia rozciągających się wieczorów w ramy definicyjne, które pozwoliłyby okiełznać rozlewającą się leniwie melancholię, zupełnie niepożądaną przez tych nieprzyzwyczajonych do bycia przewrażliwionym bucem...