Istota rzeczy 1
Myślisz czasem o przedmiotach? O rzeczach? Nie odnosisz czasem wrażenia, że my jako gatunek, który z taką czcią i sumiennością otacza się rzeczami…
I mówię tutaj o KAŻDEJ rzeczy — od Katedry Notre-Dame przez Czarodziejską Górę, po… po, nie wiem, plastikową butelkę po wodzie — że nadal wielu z nas — a na pewno zdecydowana większość z tych, których poznałem osobiście — ma taki lekceważący wobec nich, to jest rzeczy, stosunek?
…
Wiedziałem, że tak odpowiesz, widzisz, to jest właśnie to, co próbuje ci wytłumaczyć… Dlaczego, człowieku, jak to sam określiłeś, „darzysz szacunkiem” jakąś budowlę albo kawałek poplamionego papieru, zupełnie ignorując rzeczy, które przecież widujesz na co dzień, które są o wiele większą częścią ciebie i twojego życia, na pewno o wiele bardziej niż jakiś tam spalony kościół, czy modernistyczna powieść? I błagam, tylko nie zaczynaj mi tutaj
z twoim brakiem materializmu i z twoim minimalizmem… Zawsze to samo, ta sama śpiewka… TO TYLKO KAWAŁEK PLASTIKU… Pierdolenie.
…
Opowiem ci coś… Ogólnie, osobiście jestem zdania — a za poparcie tej myśli biorę mój brak wiary we własną wyjątkowość — że w życiu każdego mężczyzny przychodzi taki moment, że ten musi albo zrozumieć, albo zamordować swojego ojca…
…
Jest to mocne, być może nazbyt patetyczne stwierdzenie… Albo myśl raczej… Bo wiesz, ja to traktuje jako metaforę raczej, rozumiesz?
…
…Tak, ma to ścisły związek z moimi wcześniejszymi dywagacjami, nie przerywaj mi… Ogólnie w tamtym czasie mój stary pracował u Niemca jako budowlaniec. No i w pewnym momencie zauważył on, po jednej ze skończonych robót, że niewykorzystane materiały z budowli trafiają na śmietnik. Mój stary postanowił więc kupić samochód transportowy i od tamtej chwili zwoził je do kraju.
…
Głównie płyty gipsowe, ale też drewno, kleje, śruby-nie-śruby — różne gówno… No i razem z nim przenosiłem te rzeczy z auta to do stajni, to do stodoły…
…
Jakie krowy? To stare stajnie, nie było tam krów od ładnej dekady. Ogólnie nic tam nie było, może pająki i karaluchy… Obie były opuszczone, to jest stajnia i stodoła… No i to trwało ogólnie jakieś dwa lata, jak tak zwoził te materiały i jak razem je znosiliśmy
…
Już przechodzę do sedna, nie przerywaj… No i tak zwoził te materiały i, wyobraź sobie, po jakimś czasie było tego tak dużo, że już nie było, gdzie tego gówna pomieścić! Dosłownie, nie dało się wejść do stajni, żeby nie potknąć się o wiadro z farbą czy klejem, albo nadziać na wystające deski… Wtedy mój stary musiał w końcu coś z tym zrobić, więc postanowił, że zbuduje garaż… To jest zbudujemy, bo oczywiście jego ambitny plan zakładał moją — i dla jasności tylko moją — pomoc…
…
Szesnaście, siedemnaście… Zresztą, to nie ma znaczenia. Nie zrozum mnie źle, nie chodzi mi o to, że teraz zamienię cały mój wywód w narzekanie na trudne dzieciństwo, podczas którego stary zaganiał mnie do roboty. Nic z tych rzeczy, chociaż nie ukrywam, że nigdy nie lubiłem pracować… Wracając jednak do garażu… No może trochę jednak muszę ponarzekać, ale wszystko to prowadzi do konkretnej myśli i jest kluczowe, więc proszę nie czepiaj się… Ogólnie to pracę rozpoczęliśmy gdzieś na początku wakacji. Potworny skwar. Mój stary, ja i jego ambitny plan — budynek z dwoma bramami i strychem… Praca ciągnęła się niemiłosiernie długo, bo pamiętam, że minęły jakieś dwa tygodnie, dopóki nie postawiliśmy jakiejś wstępnej, prostej konstrukcji… Nie muszę ci chyba tłumaczyć, że dla młodej osoby, spędzanie całych dni na ciężkiej, bezpłatnej pracy w środku upału nie jest najlepszym sposobem na spędzenie lata…
…
No dobra… Ogólnie to gdzieś w połowie miesiąca zorganizowaliśmy nasz, wówczas coroczny, wyjazd na Węgry… Rodzinna tradycja — pole namiotowe, baseny, piwo i kiełbasy z grilla… Ogólnie nie byłem w tamtym czasie w nastroju na żadne pływanie, ani w ogóle na nic innego…
…
Nie chcę stawiać sobie diagnoz, ale możesz mieć rację… Ogólnie większość wyjazdu przesiedziałem na polu namiotowym, czytając i pijąc piwo… Atmosfera między mną a starym pogorszyła się wtedy znacznie,
w szczególności, że matka skarżyła się na moje złe samopoczucie (i moje „destrukcyjne” myśli), z których żaliłem się jej pod nieobecność ojca… Krótko mówiąc — gówno wisiało w powietrzu… Do jego pełnej (to jest gówna) eksplozji doszło któregoś wieczora, gdy stary postanowił pomęczyć mnie swoimi dalszymi planami dotyczącymi tego zasranego garażu…
…
Nic szczególnego… Szarpanina i wyzwiska… Wypiłem wtedy trochę za dużo, niektórych słów żałuje po dziś dzień…
…
Byłem pijany, zresztą to nic nie wniesie do historii…
…
JEBANYM ROBOLEM…
…
Nie jestem z tego zadowolony, dobra? Byłem wtedy młody, gówno wiedziałem o życiu, nie zdawałem sobie sprawy jak uprzywilejowany jestem… Na koniec stary sprzedał mi kopniaka, a ja poszedłem powłóczyć się po mieście… Po powrocie ojciec zaprosił do pomocy jakiegoś młodego, znajomego pijaczka
i razem z nim dokończyli budowę…
…
Nie, morał jest inny… Bo widzisz, mój stary dokończył ten garaż i on stoi po dziś dzień, ten garaż… Poróżniliśmy się w trakcie pracy i stary dokończył go beze mnie… Dopiero po jakimś czasie, już po mojej wyprowadzce do miasta, dotarło do mnie, że ten zasrany garaż, to źródło męki i rozpaczy… Ta rzecz… Że to jest, być może, dzieło życia mojego starego… I być może jest to też nasze najważniejsze, wspólne wspomnienie, ten garaż… Bo widzisz, teraz już jest między mną i ojcem dobrze. W sumie to zapomnieliśmy o tym dużo wcześniej niż zrozumiałem… No ale właśnie. ZROZUMIAŁEM. Zrozumiałem mojego starego i zrozumiałem ISTOTĘ RZECZY, stary… Rozumiesz to, stary!? Zrozumiałeś?!
…
Stary!?
Obraz: Vincent van Gogh „Three Pairs of Shoes”