Na takiej łące, pochłonięta walką z toczącym się na niej życiem, by ocalić swoje, przegapiłam nadejście Dimy. Boży człowiek nadszedł z kosą w ręce, nie zauważył roweru z kołami przebitymi na wylot trawą i mnie, niechętnie składającej się w ofierze słońcu w zenicie.