Morderca znakiem drogowym
– Poproszę znak drogowy z żabą. – powiedziała Eliza.
– A kwit?
– Co… co miało kwitnąć? – Eliza nastraszyła się, że istnieje jakiś przepis, który pozwala ustawiać znaki ostrzegawcze dopiero po przekwitnieniu bzu, na przykład.
– Kwit pytam! Jakiś papier podpisany przez prezydenta, wójta, marszałka, albo starostę, zależy gdzie ta gadzina przełazi z lewa w prawo, niech ją szlag! – wyjaśnił.
A, więc tak, więc istniał przepis, który pozwala ustawiać znaki ostrzegawcze tylko zarządcom dróg.
– To nie gad, a płaz – sprostowała, dodając jeszcze z naciskiem: – pod ochroną.
Nie spodziewała się wiele po lokalnym wytwórcy znaków drogowych, ale teraz, po tym antyżabim manifeście, zmalał w jej oczach jeszcze bardziej. A kwitło wszystko! Akurat był kwiecień, czyli czas płazich wędrówek.
– Bez kwitu nie sprzedam! – odparł niewzruszony – Z łosiem też bym nie dał! – zrehabilitował się nieco. Łosia jednakże, tego sympatycznego brzydala, który w dodatku myli się zazwyczaj ludziom z reniferem Rudolfem o czerwonym nosie, co sugeruje jego upodobanie do trunków, lubić łatwo. A kto lubi żaby? Czy marszałek lubi żaby? Czy zrozumie potrzebę ich ochrony, jeśli przyjdzie do niego po kwit na znak? Droga, którą przechodzą zagrożone zwierzęta należy chyba jednak do gminy… O rany, wójtową (czyli oczywiście „panią wójt”, ale nikt tak w gminie nie mówił) w czasie brudnej kampanii wyborczej, czarnym sprayem na przystanku nazwano „starą ropuchą…” Zrobiła wtedy aferę, na bank nie wyda zgody. Choć może to nie ropucha ją ubodła, a ,,stara”? W końcu, gdyby ktoś nasmarował: „Kowalska, ty moja żabciu!” – nie miałaby nic przeciwko. (Oczywiście nie powinno się mieć nic przeciwko również określeniu „stary”, ale nikt w całej gminie tego nie rozumiał).
– Od afery z mordercą znakiem drogowym, nie wydajemy! – dodał wytwórca, bo Eliza stała wciąż w drzwiach, snując semantyczne rozważania.
Wyszła więc i wolała nie dopytywać. Na pewno znowu źle go zrozumiała. Morderca znakiem drogowym? Co za straszna postać! Ile strasznych możliwości! Na pewno kupił bez kwitu znak z pierwszeństwem przejazdu i ustawił go na drodze podporządkowanej. Kierowcy jechali bez zatrzymywania się i jeden po drugim wpadali prosto pod koła rozpędzonych tirów. Albo kupił bez kwitu ograniczenie prędkości do 100 km/h, stojące zazwyczaj przy autostradach i ustawił przy jakiejś wyboistej drodze, gdzie nieograniczeni kierowcy rozpłatywali swoje podwozia i ginęli na drzewach, lub na drodze osiedlowej, gdzie pod ich kołami ginęły matki z wózkami i emeryci. Morderca znakiem drogowym mógł tez kupić przejazd kolejowy z zaporami i ustawić go przed przejazdem bez zapór. Prawostronne zwężenie jezdni mógł ustawić (jak to robił? Wykopywał nocą dół i obciążał znak kamieniami? Czy może miał minimłot pneumatyczny i wiaderko z gotową masą cementową? Co robił z prawidłowymi znakami, które podmieniał?) przed obustronnym zwężeniem i wpuszczać auta na czołówkę, jak żeleźniaki. Czy obserwował spowodowane przez siebie kraksy z pobliskich krzaków i mostów, czy też czekał na poranną gazetę i dopiero tam dowiadywał się o rozmiarach katastrofy? Kolekcjonował wycinki? Czy wypierał zbrodnię, zaciskając pięści do krwi? Jak go złapali? Ile spowodował wypadków? Czy wszystkie ofiary były śmiertelne? Działał tu, czy gdzieś daleko? Eliza nigdy o nim nie słyszała, ale też większość ludzi z jej gminy nie słyszała nigdy o zagrożeniu bufo bufo, ich rodzimej ropuchy szarej. A może morderca znakiem drogowym nie działał bezpośrednio? Może kupił bez kwitu znak ślepej uliczki i ustawił go na wszystkich drogach do szpitala, aby pacjenci krążyli w nieskończoność po osiedlu, lub umierali w drodze pokonywanej pieszo? Może ustawił znak przystanku autobusowego w miejscu, gdzie nie kursuje żaden autobus, aby pasażerowie wychłodzili się na mrozie lub zginęli z głodu podczas niekończącego się oczekiwania? Może ustawił znak pola biwakowego na mrowisku, a brązowy znak obiektu turystycznego, np. ze średniowiecznym zamkiem, w miejsce zakazu zatrzymywania się przy obiekcie wojskowym, np. gdzieś w okolicach Szumiradu, i naraził globtroterów, wchodzących w nuklearny las w poszukiwaniu zabytków kultury na śmierć od snajperskiej kuli, a snajpera na samobójstwo z powodu wyrzutów sumienia? Nakaz skrętu w lewo, przy lotnisku, gdy trzeba skręcić w prawo, a do odlotu zostało już tylko 40 minut, mógł mieć równie dramatyczne konsekwencje! Zerwane związki na odległość, gdy ona ma urlop tylko w tych konkretnych dniach, a biletu do Oslo nie da się przebukować, popsute wakacje które miały coś naprawić, alkoholizm lecących na państwowy egzamin pretendentów do wielkiej kariery.
Czy morderca znakiem drogowym był tak wyrafinowany? A może kręcił go tylko brutalny huk. Wolał znaki zakazu, nakazu, czy informacyjne? Czy z jej niewinnego znaku Uwaga płazy! potrafiłby zrobić zbrodniczy użytek? (Oczywiście! Wystarczyło np. postawić go w miejscu, gdzie jest minimalna prędkość, na jednym z pasów na podjeździe i spowolnieniem kierowców spowodować potężny karambol. Przynajmniej tak, reakcję na znak z żabą wyobrażała sobie Eliza). Czy morderca znakiem drogowym rozważał rozszerzenie swoich działań na sygnalizację świetlną?
Eliza nie wytrzymała i wróciła do zakładu.
– Nie dam żaby bez kwitu, niech mnie pani nie błaga – powiedział wytwórca na widok jej rozpalonych policzków
– Niech mi pan powie – ona na to – jak to było z tym zabójcą znakiem drogowym?
– Normalnie – odparł – zajebał stopem w łeb sąsiadowi, a potem wziął go na niego, jak na łopatę i wrzucił do rowu.
Obraz: Spencer Gore „Cambrian Road, Richmond”