O nudzie

Autor: Stanisław Wawrzyszkiewicz
Idee
02 kw. 2021
Brak komentarzy

Nuda jest ceną jaką płacimy za to, że potrafimy czymś się zaciekawić. Nic nie byłoby ciekawe, gdyby nic nie było nudne. Fakt, że jesteśmy zdolni do odczucia nudy czyni nas ludźmi. Zwierzęta jej nie doświadczają. Gdy ich fizjologiczne potrzeby są zaspokojone i nie widzą zagrożeń, całymi dniami bezczynnie się wylegują, by nie marnować energii. Ktoś powie: „Przecież psy domowe domagają się rozrywki.” To prawda. Mój shih tzu często łapie jakiś mały przedmiot, bo bez fantów nie ma dla niego dobrej zabawy i trzeba go gonić. Może zwierzęta domowe nauczyły się tego od nas?

Ludzie, zmęczeni trudnościami życia, od wieków wymyślają utopie. Jednak utopia, czyli stan doskonałego zaspokojenia i nieobecność konfliktów oraz napięć, byłaby wyschnięciem instynktu ciekawości i powszechnym panowaniem nudy czyli końcem ludzkiego świata. Zbudowanie utopii jest niemożliwe, dopóki ludzkość jest tym czym jest.

Dziwnym zbiegiem okoliczności, dwie autorki o tym samym nazwisku napisały niedawno książki poświęcone nudzie. Brytyjska psycholożka, Sandi Mann i amerykańska specjalistka od sztuki współczesnej, Mary Mann, z perspektywy uprawianych przez siebie dyscyplin naukowych, udowadniają, że nuda jest bardzo korzystnym doświadczeniem dla człowieka. Paradoksalnie, jeszcze nigdy, jak obecnie, nie było tak wielu obrońców nudy i równolegle tak wielu i tak bardzo nie bało się nudy. Nie tylko pandemię należy tutaj winić.

W ostatnich wiekach, kultura zachodnia przeszła od potępienia nudy do jej apologii, tworząc coś w rodzaju modę na nudę, a la Andy Warhal, przeciwstawiając się ciągłej stymulacji. Wcześniej było zupełnie inaczej. Średniowieczny Kościół, za świętym Tomaszem z Akwinu, uważał nudę za grzech śmiertelny, gdyż poddawała ludzi mrocznym siłom wyobraźni, z którą Kościół do dzisiaj jakoś sobie nie radzi. Średniowieczni mnisi duszącą nudę nazywali acedią, albo demonem południa, ponieważ w środku dnia (czas był wtedy mierzony ruchem słońca nad głowami) wydawał się płynąć szczególnie wolno. Być może „Melancholia” Durera świadczy o tym egzystencjalnym zmęczeniu, gdy, cytując Brodskiego, „otwiera się okno na nieskończoność czasu”? Houdart de la Motte zauważył na początku osiemnastego wieku, że nuda narodziła się wraz z uniformizacją. W czasie rewolucji przemysłowej, szczególnie za sprawą pracy na taśmie, uniformizacja stała się patologiczną monotonią, co z kąśliwą ironią przedstawił Charlie Chaplin w „Dzisiejszych czasach”. To właśnie wtedy lekarze nazwali nudę chorobą współczesnej cywilizacji. Coco Chanel do końca swojego 88-letniego życia uciekała przed nią w…. pracę. Na pytanie, dlaczego nadal pracuje, skoro jest najbogatszą i najsłynniejszą kobietą Francji, odpowiedziała pytaniem: „A co miałabym robić całymi dniami? Grać w karty?” Praca skuteczniej niż rozrywka odsuwa od nas nudę, ale tylko wtedy, gdy nie jest monotonna.

Romantycy byli pierwszymi obrońcami nudy. Fascynowali się nią, bo uznali ją za źródło inspiracji. Trudno się dziwić, że obrońców nudy systematycznie przybywało. Nietzsche przypisywał nudzie zdolność pobudzania kreatywności, a według Prousta, nuda umożliwia człowiekowi dokonania największych odkryć. Coś w tym jest, bo przecież to za sprawą nudy wymyślono gry, rozrywki, powieści i filmy. Leszek Kołakowski podejrzewał, że z nudy ludzie wymyślili również wojnę. Wojna jest potworna, ale na pewno nie jest nudna. Pewien stary Rosjanin wyznał Swietłanie Aleksijewicz (pierwsza autorka reportaży, która otrzymała Nobla z literatury), że jego życie w ZSRR było ciężkie i monotonne, a jedyna dobra rzecz, która mu się przytrafiła, to była właśnie wojna(!). Kilka osób, niezależnie od siebie, przekonywało mnie, że z nudy ludzie wymyślili miłość. Jeśli to prawda, to nuda okazuje się nieszczęściem ludzi szczęśliwych. Może dlatego filozof Bertrand Russell dowodził, że umiejętność znoszenia nudy jest konieczna do szczęśliwego życia?

Ogromne zainteresowanie tematem nudy jest znakiem naszych czasów zdominowanych przez ekrany przepełnionymi treściami nie wnoszącymi nic istotnego do naszego życia. Bierne oglądanie podniecających filmów tylko na chwile rozprasza nudę i nie może nas uwolnić od uczucia fikcyjności. Skutek okazuje się często przeciwny. Fascynujące przygody filmowych bohaterów mogą potęgować nudę, głód stymulacji, a także uczucie pokrzywdzenia: dlaczego ja nie mam tak ciekawego życia jak ekranowi bohaterowie? Wielu śledzi w mediach społecznościowych ludzi, którym udało się coś osiągnąć w życiu i wcale nie czują się lepiej z tego powodu. Pytają: dlaczego ja nie wyglądam tak jak gwiazda filmowa, dlaczego tak niewiele osób mną się interesuje, chociaż jestem tak fajny i dlaczego nie jestem milionerem, skoro milionerów ciągle przybywa? Bogactwo jednak nie uwalnia od nudy. Alisa, 35-letnia menadżerka w agencji reklamowej, w rozmowie ze Swietłaną Aleksijewicz, opowiadała o moskiewskich bogaczach, których stać na wszystko. Mogą polecieć własnymi samolotami na mecz piłkarski w każdym kraju, na premierę musicalu do Nowego Jorku, zaciągnąć do łóżka najładniejszą modelkę i przywieźć do Courchevel całych ich samolot. Ale to wszystko już im się znudziło. W Moskwie biura podróży proponują im specjalne rozrywki. Na przykład dwa dni w więzieniu. W milicyjnej zakratowanej suce wiezie się klienta do najgorszego więzienia – Władimirskiego Centralnego, „tam się go przebiera w aresztanckie ubranie, przepędza po dziedzińcu z psami i bije gumową pałką. Prawdziwą! Napchają ich jak jak śledzi do brudnej śmierdzącej celi z kiblem. A klient szczęśliwy. Bo to nowe doznania!”

Według Andreasa Elpidorlou, z Uniwersytetu Louisville, nuda jest sygnałem informującym nas o rozdźwięku między naszymi potrzebami stymulacji oraz nowości a obecną sytuacją. Wykonując monotonne czynności lub uczestnicząc w dyskusji, z której nic nie wynika, wydaje nam się, że czas zwalnia i ogarnia nas niewytłumaczalne zmęczenie. Ten wewnętrzny alarm jest dla nas zbawienny, bo umożliwia nam poznanie świata oraz siebie samego w nagiej prawdzie, bez żadnych ozdobników.

Kiedy najczęściej pojawia się nuda? Zwykle wtedy, gdy wszystko zostało już zrobione (zjedzony posiłek, skończona praca, rozrywka, sen) i kiedy wszystko jest jeszcze możliwe (znowu możemy jeść, pracować, bawić się i spać). Pojawia się, gdy zostawiamy jej miejsce między tym, co zostało już zrobione a tym co może być znowu zrobione. To jest jedyny moment, kiedy uświadamiamy sobie, że mogliśmy zrobić coś inaczej i że nadal możemy tego dokonać. Przyjemność nie może tego sprawić, bo im jest większa tym głębiej zapominamy o własnym istnieniu. W przyjemności można się nawet zatracić. Otwarcie pisał o tym Casanova. Natomiast nuda zawsze daje nam mocno odczuć nasze istnienie.

Dzisiaj zaleca się organizowanie „chwil nudy” jako antidotum na bolączki hiperaktywnego, współczesnego życia. Praktyka dobrowolnej nudy może nam pomóc przeciwstawić się przymusowi szybkiej konsumpcji przedmiotów, innych osób oraz nas samych. Taka praktyka może stać się ćwiczeniem ku wolności, którą warto inicjować już we wczesnym dzieciństwie. Czy koniecznie musimy organizować dzieciom każdą minutę, by nawet przez chwilę nie nudziły się? Kiedy dziecko ma nauczyć się być samo ze sobą? Dla Erazma, największego mędrca renesansu, było oczywiste, że „kto zna sztukę bycia samemu ze sobą, to nie zna nudy”, albo inaczej: już nie boi się jej. Zdobycie tej umiejętności jest konieczne do satysfakcjonującego życia i trzeba się pogodzić z tym, że „każda konieczna rzecz ze swojej natury jest nudna”, jak to zauważył Arystoteles już dwadzieścia cztery wieki temu.

John Cage, amerykański kompozytor, wypracował oryginalny sposób przezwyciężania nudy. Otóż, jeśli jakaś czynność jest nudna przez dwie minuty, należy przedłużyć ją do czterech. Jeśli nadal okazuje się nudna, trzeba próbować przez osiem minut, szesnaście, pół godziny… W końcu ta czynność przestaje być nudna i staje się interesująca. Cage studiował buddyzm zen i odkrył hipnotyczną moc mantry oraz wartość powtórzeń.

Brak komentarzy

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *