Królestwa

Autor: Krystian Żmigrodzki
Słowa
23 cze 2024
Brak komentarzy

Tekst zgłoszony do nas we Wiosennym konkursie na opowiadanie.

1.
Myślisz czasem o swoim dziadku? O tym starym, zdziwaczałym człowieku, o którym pragnie zapomnieć cała twoja rodzina? O tym szalonym, niskim, bezbronnym, rozklekotanym i wyciszonym ludziku, który wszystkie te wasze: „tak” i „nie”; wszystkie te „dzień dobry” i „do widzenia”; „dziękuje” i „spierdalaj” zamienił na przejrzysty system krótkich pomruków i jęków? O tym, który swoje ostatnie lata życia spędził w ciemnej piwnicy, gdzie w mrokach pracowni oddawał się swojemu wielkiemu, przeklętemu przez rodzinę, dziełu?

Pamiętasz, że twój dziadek wypowiedział wojnę gryzoniom. Wszystkie pomieszczenia twojego rodzinnego domu usypane były trutką i wyścielone ciałami myszy i szczurów – a okazjonalnie również psów i kotów – które nieświadomie łykały pozostawioną przez niego przynętę. Starzec wychodził wtedy na powierzchnię – pamiętasz, że był to jeden z niewielu momentów, w których można było mu się dobrze przyjrzeć – i pakował małe zwłoki do plastikowej reklamówki. Potem znowu znikał w ciemności piwnicy. Pamiętasz próby śledzenia go, które kończyły się z reguły na dwa sposoby – krzykami matki albo ciężkimi drzwiami zatrzaskiwanymi tuż przed nosem.

W pewnym momencie w całej okolicy nie było można spotkać choćby jednej myszy. Dziadek opuszczał wtedy niechętnie swoją piwnicę i zapuszczał się w pobliskie łąki i pola. Niczym kot, cierpliwie przeczesywał okolicę w poszukiwaniu mysiej obecności, głównie nor, wokół których rozsypywał trutkę. Potem wracał w te same miejsca i rozkopywał je łopatą, z nadzieją, że coś tam znajdzie. Musiało być to jednak niezbyt efektywne, bo już po kilku takich wyprawach dał sobie z tym spokój.

Później wysyłał twojego ojca do lokalnego sklepu zoologicznego w sąsiedniej miejscowości, gdzie ten miał skupywać zdrowe, żywe myszy. Pamiętasz, że nie trwało to jednak długo. Po tygodniu regularnego kursowania ojciec wrócił w końcu z niczym, tłumacząc się tym, że właścicielka sklepu odmówiła mu sprzedaży, podejrzewając, że musi być on chorym na umyślę sadystą, albo hodowcą węży, co zresztą dla tej pani musiało znaczyć to samo. Pamiętasz, że twój dziadek tak się wtedy zdenerwował, że trzeba było wezwać karetkę. Pamiętasz też, że mimo usilnych próśb, a ostatecznie gróźb ze strony rodziny i lekarzy, nie udało się przetransportować go do szpitala.

Pamiętasz, że chwilę po tym zdarzeniu dziadek wręczył ci do rąk taśmę klejącą, plik kartek i banknot dziesięciozłotowy. Pamiętasz, że rozkazał ci – pierwszy raz od lat, za pomocą ludzkiego języka – byś wsiadł na rower i jeszcze tego samego dnia porozklejał ogłoszenia na okolicznych przystankach i słupach. Brzmiało ono mniej więcej tak:

Kupię myszy – żywe lub martwe, byle w przyzwoitym stanie – bez wyraźnych uszkodzeń, czy śladów gnicia! Płacę dwa złote od sztuki. Przyjmuję każdą ilość!
Zainteresowanych zapraszam pod adres: xxx

Pamiętasz jak po jakimś czasie ludzie zaczęli zwozić swoje zdobycze. Ustawiali się w kolejce przed domem, gdzie dziadek ustawił niewielki stolik z zeszytem, staromodnym liczydłem i dwoma akwariami: jednym przeznaczonym na okazy żywe, drugim na martwe. Ludzie stali tak z plastikowymi torbami, opakowaniami po ciastkach i lodach, a niektórzy i bez niczego – z martwymi główkami i ogonami wystającymi z dłoni i kieszeni. Ludzie przynosili myszy, szczury, chomiki, krety, małe króliki, koty i inne takie, niektóre na wpół żywe, inne zatłuczone byle czym, z widocznymi śladami opon czy butów na sierści i tak dalej. Pamiętasz to dziwne uczucie beznadziei i odrętwienia, i myśl o tym jak wiele cierpienia i śmierci jest gotów człowiek wyrządzić dla byle dwóch złotych.

Nie obyło się oczywiście bez awantur i kłótni, bo dziadek dokładnie sprecyzował co chciał, a ludzie przynosili byle co, myśląc że zawsze coś na tym ugrają. Ostatecznie skończyło się na bijatyce i rzucaniu martwymi zwierzętami, aż do przyjazdu policji. Pamiętasz, że jeszcze tego samego dnia dziadek wręczył ci do ręki garść monet dwuzłotowych i kazał zrywać zawieszane wcześniej ogłoszenia.

Pamiętasz bardzo dobrze te monety: ich nieprzyjemny chłód; podejrzaną, śliską fakturę; ich ciężar w twojej kieszeni i głośne brzęczenie, które wydawały przy każdym poruszeniu nogą; no i ten nieznośny smród zgnilizny. Pamiętasz, że koniec końców nie wytrzymałeś i wyrzuciłeś je do kanalizacji pod sklepem, bo myśl o wydaniu ich na cokolwiek napawała cię odrazą.

Pamiętasz, że po tym wydarzeniu dziadka było jakby jeszcze mniej. Zaszył się w swojej pracowni na dobre, tak że czasami nie opuszczał jej nawet przez kilka dni. Twoja matka tak się tym zamartwiała, że wezwała w końcu ślusarza. Dziadek zagroził jej jednak, że gdy tylko otworzy drzwi bez jego zgody, to ten otworzy sobie szyję nożem do kartonu. Ostatecznie doszli do porozumienia, matka obiecała dać mu spokój, ale w zamian za to ten miał zjawiać się w wyznaczonych godzinach na posiłki, jak i regularnie się badać.

Pamiętasz, że porozumienie to było w mocy jakiś tydzień, podczas którego widywałeś dziadka przy stole, jak błyskawicznie, niemal bez gryzienia pochłaniał zawartość talerza, popijał głębokimi łykami kawy i znikał na dobre, na ewentualne pytania matki czy ojca odpowiadał zaś typowymi dla siebie pomrukami. Potem jednak zabierał talerze ze sobą, zjadał tylko część, albo omijał całe posiłki, tak że zjawiał się albo na śniadanie i kolacje, albo na sam obiad. Twoja matka postanowiła darować sobie zbędne kłótnie i po prostu zanosiła mu jedzenie do piwnicy, zostawiając parujące talerze na starym taborecie przy drzwiach.

Pamiętasz, że bardzo chętnie wyręczałeś ją w tej roli, mając nadzieję, że dzięki temu uda ci się przekonać dziadka, by pokazał ci wnętrze swojej pracowni. Były to jednak próżne nadzieje, gdyż starzec nigdy nie pozwolił się nikomu zbliżyć choćby na tyle, by zerknąć przez próg pokoju. Dbał również o to, żeby mała szybka w drzwiach – pełniąca zresztą rolę bardziej dekoracyjną aniżeli praktyczną – pozostawała stale zasłonięta. Pamiętasz tylko jedną taką sytuacje, gdy podstępem ukryłeś się za winklem sąsiedniego pomieszczenia. Po jakimś czasie usłyszałeś skrzypienie otwieranych drzwi i głośne odgłosy siorbania. I choć nie udało ci się zobaczyć zbyt wiele (starzec spłoszył się gdy tylko wyczuł twoją obecność) zapamiętałeś jeden szczegół – dach budynku za jego ramieniem. Nie byle jaki dach zresztą, a pozłacaną kopułę.

I choć minęły lata, a twoje życie stało się biegiem przez koleiny, kroniką kolejnych upadków i niepowodzeń, to ten widok – choć nie pamiętasz nawet, czy była to część obrazu, fotografii, czy może rzeźby – to ten właśnie widok – pozłacana kopuła nad kościstym ramieniem twojego dziadka – zapisał się w twojej pamięci po dziś dzień.

2.
Jesteś królem bez władzy! Jesteś królem bez berła i korony! Jesteś królem bez zamku, bez konia! Krzyczy twoja matka, budząc cię z krótkiego, nierównego snu, na długo jeszcze zanim zrobiłoby to słońce, czy od dawna wyłączony budzik. Twoja matka wygraża ci
zaciśniętą, prawą dłonią przed twarzą; macha nią niczym ksiądz na kazaniu; a w lewej ręce ciągnie gumową szyję odkurzacza. Twoja matka wyrzuca w powietrze ubrania, niszcząc całą sprawną, od lat sprawdzoną i dokładnie przemyślaną aranżację kopców (świeże, dwudniowe, do prania) i zaburzające te jedną, być może jedyną rzecz, nad którą masz jeszcze kontrolę. Jej głos jest zachrypnięty i przypomina ci brzęczenie ojcowskiej kosiarki.

Jesteś królem na dwóch metrach i z jedną służką! Ale niedługo! Niedługo!

Na tym mija ci praktycznie cały poranek. Twoja matka zawsze kręci się obok ciebie i zawsze znajduje sposobność, żeby ci „pokrólewić”. Przy porannym śniadaniu, kiedy roztrzęsionymi dłońmi kładziesz plasterki pomidora na wysmarowanych masłem kromkach chleba, ona jest obok i zmywa naczynia. Podczas porannego papierosa na balkonie, ona jest obok, żeby wytrzepać chodniki. Podczas porannego stolca w toalecie, ona wali w drzwi, chce akurat puścić pranie. Nie masz przy tym pojęcia, skąd u niej wzięło się to całe „królu, królewiczu”, w jakim serialu to usłyszała, czy w jakiej gazecie przeczytała.

Ukrywasz się w salonie, obok twojego ojca, licząc że przyjmie on chociaż część twoich porannych batów. Twój ojciec spoczywa w salonie i korzysta z uroków życia na emeryturze. Twój ojciec leży na kanapie i ze znudzeniem ogląda jak facet na łódce walczy z rybą, której jedyną winą wobec świata jest to, że wyrosła ponad ustalone standardy. [twój ojciec] Drapie goły, okrągły brzuch, w czasie gdy [facet z łódki] dumnie prezentuje do kamery swoją zdobycz, potem [ojciec] wygładza sumiaste wąsy, gdy [ryba] wciąga łapczywe hausty trującego powietrza, zanim [facet] nie wyrzuci jej na powrót do wody, w tym momencie [w twojej głowie] pada pytanie o traumę jaką przeżywa [r.], a [o.] wyłącza telewizor kiedy [twoja matka] wchodzi do pokoju, żeby umyć okna.

Twój ojciec wypowiedział wojnę trawnikom. Aby uczcić od lat oczekiwane odejście z zakładu, twój ojciec sprezentował sobie nowiutki, pomarańczowy traktor ogrodowy. Od tamtego czasu w sezonie wiosenno-letnim uruchamia traktorek średnio dwa razy w tygodniu, czekając tylko, aż trawa podrośnie na tyle, by mogły ją dosięgnąć ostrza jego kosiarki. Jej charkot miesza się z zachrypniętym głosem twojej matki, która bezskutecznie przeczesuje podwórko w poszukiwaniu twojej osoby.

Leżysz w zimnej, długiej trawie, na fragmencie niezagospodarowanego jeszcze skrawka ziemi, za rozłożystym krzewem, w cieniu wielkich drzew. W jedynym znane ci miejscu, którego nie dosięgły jeszcze, ani czujność twojej matki, ani ostrza kosiarki twojego ojca. Miejsce, które pozwala ci obserwować cały ogród, stanowiąc przy tym doskonałą kryjówkę.

Twoja matka krzyczy na pająki zamieszkujące nieużywaną od lat, pustą donicę: wynocha! Wypad! Twoja matka wypowiedziała wojnę pustym przestrzeniom. Twoja matka ma na własność dwa piętra domu i piwnicę; ogromny ogród i znajdujące się w niedalekiej odległości pole; przydomowy taras i kompleks starych, odziedziczonych po pradziadkach budynków gospodarczych w postaci stajni i dwóch garaży. Twoja matka ma dla siebie tyle przestrzeni, że doprawdy ciężko jest to jednej osobie objąć rozumem, a co dopiero taką przestrzeń wypełnić, mimo że próbuje i próbuje, chyba od czterdziestu lat ponad, ciągle stawia, przestawia, sadzi i – co uwielbia powtarzać z wyraźną dumą w zachrypniętym głosie – g o s p o d a r u j e. Twoja matka rządzi na setkach metrów kwadratowych, tak że gdzie okiem nie sięgnąć, tam aż po horyzont są jej wpływy i jej przestrzenie. Twoja matka wypędza z donicy rodziny pająków – rozrywa pajęczyny, zgniata białe jajka i kokony, a ty widzisz tylko, jak czarne, niewielkie istoty umykają w popłochu przed jej groźną, uzbrojoną w plastikową zmiotkę, twardą ręką.

Leżysz tak na swoim kawałku ziemi, w krainie mrówek i kleszczy, pod dachem niebieskiego nieba. W twojej głowie pojawia się myśl: „Myślisz czasem o swoim dziadku? O tym starym, zdziwaczałym człowieku, o którym pragnie zapomnieć cała twoja rodzina?” I nim się zorientujesz niebo ciemnieje, a powietrze robi się strasznie chłodne. Przemarznięty opuszczasz swoją kryjówkę, otrzepujesz przemoczone od rosy ubranie z insektów i trawy. Potem chwiejnym krokiem zmęczonego życiem człowieka idziesz w kierunku domu.

Jesteś roztargniony, ledwo kontaktujesz. Nie dostrzegasz ambulansu na podjeździe. Nie zwracasz uwagi na płaczącą matkę przy wejściu. Widok zimnego ciała na noszach nie wywołuje w tobie żadnych reakcji. Mijasz to wszystko bezemocjonalnie, mechanicznym krokiem przechodzisz próg domu, schody piwnicy, krótki korytarz. Lekkim ruchem dłoni popychasz skrzypiące drzwi…

3.
Myślisz czasem o swoim dziadku? O tym starym, zdziwaczałym człowieku, o którym pragnie zapomnieć cała twoja rodzina?

Cóż, teraz stoisz w jego pracowni. Tej samej, do której chciałeś się dostać przez te wszystkie lata młodości, jeszcze zanim życie stało się biegiem przez koleiny, kroniką kolejnych rozczarowań i niepowodzeń. Czekałeś na ten moment tak długo, że w końcu przestałeś czekać, a teraz stoisz tutaj, sam jak palec, przez nikogo nie nękany, bez lęku, że ktoś za chwilę przyjdzie i złapie cię za rękę.

Zacznijmy od tego, że pokój wydaje się dużo mniejszy, niż sobie wyobrażałeś. Jest w nim trochę ciemno, powiewa stęchlizną oraz zapachem typowym dla pomieszczenia, w którym zbyt długo przebywała starsza osoba, na próżno jednak doszukiwać się tu jakiś oznak potworności – trupiego odoru, wiader krwi, czy słojów wypełnionych wnętrznościami… Jest to przeciętna, niczym niewyróżniająca się piwnica. Gdzie te tony martwych gryzoni? Gdzie te, zakrawające o totalne pomieszanie zmysłów, dziesiątki lat włożone w tajemniczy projekt, w kompletnym odizolowaniu?

Z nadzieją spoglądasz w miejsce, w którym lata temu, nad ramieniem dziadka, dostrzegłeś pozłacaną kopułę… Na stoliku stoi spory, przykryty białym prześcieradłem obiekt. Zdecydowanym ruchem i z przymkniętymi oczami (raczej z ekscytacji, aniżeli lęku) zrywasz warstwę ochronną, a gdy w końcu udaje ci się otworzyć oczy możesz przyjrzeć się temu, nad czym twój zdziwaczały dziadek tak długo i żarliwie majstrował przez ostatnie lata swojego życia.

Twoja podstawowa wiedza historyczna pozwala ci zinterpretować oglądany obiekt jako tanią makietę oblężonej Jerozolimy. Wskazują na to elementy architektury – płaskie, wykonane z pomalowanego tanią farbą kartonu, jak i setki wypchanych myszy, w antropomorficznych pozach, niektóre z krzyżykami wymalowanymi na futerku, inne z kawałkami szmat owiniętymi wokół główek. Wszystkie w bombastycznych, wojowniczych pozach, wymachujące w powietrzu kawałkami drutu, mającymi zapewne imitować miecze i włócznie. Całość natomiast dopełnia, nabazgrany kredą na ścianie, cytat:

TEN, KTO OPANOWUJE SIEBIE SAMEGO, WIĘCEJ ZNACZY NIŻ ZDOBYWCA MIASTA

Mimo usilnych starań, nie potrafisz sam przed sobą ukryć zażenowania i odrazy. Czego się jednak spodziewałeś? Czy doprawdy myślałeś, że twój dziadek, ten zdziwaczały człowiek, o którym pragnie zapomnieć cała twoja rodzina, skrywał jakąś bóg-wie-jaką tajemnicę, która miała napełnić twój zmęczony umysł nadzieją? Idź lepiej i ukryj się za swoim krzakiem. Ochłoń trochę

Obraz: Sir Francis Haden „Kilgaren Castle”

Brak komentarzy

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *