Ludmiła (4)

Autor: Monika Karpowicz
Słowa
31 gru 2020
Brak komentarzy

Tadek z Jurkiem, bratem Reginy, włóczyli się po miasteczku. W wakacje kąpali się w rzece niedaleko domów obu, odkrywali dawne kanały burzowe z czasów, gdy budowano miasteczko. Plądrowali ciemne wyloty wyłożone śliskimi kamieniami i szukali skarbów żydowskich. Ojciec Jurka opowiadał im, że Żydzi, zanim ich Niemcy nie zebrali na rynku i nie pognali na rozstrzelanie, przez kilka dni biegali po całym miasteczku, szukając kryjówek dla swojego złota. Szczupacki na ten przykład schował swoje w piecu, specjalnie wyskrobał glinę i wybrał kilka kafli, a potem na powrót zalepił dziurę. Pieniądze znalazł Kwiatkowski, co po Szczupackim wziął dom cały, z firankami, żyrandolem z kryształu, naczyniami w kredensie. Ostukał, opukał każdą ścianę, w końcu zobaczył, że w piecu kilka kafli luźno siedzi, a glina wokół nich jakaś ciemniejsza. Wygrzebał i teraz ho! Jaki pan. A przed wojną to portki miał u żydowskiego krawca cztery razy nicowane, aż tylko szwy z nich zostały.

Tadek z Jurkiem tym więcej bobrowali nad rzeką, na otaczających ją bagnach i w lesie na skraju miasta. Marzyli o skarbach, nieznanych krajach i sławie. Tadzikowi niespieszno było do domu. Ojciec Jura był starszy niż jego tata, ale jak opowiadał! Mówił, że w bridża nauczył się grać na dworze Romanowów. Pokazywał chłopcom resztki konstrukcji, leżącej za składzikiem jego ślusarskiego warsztatu. To była machina, którą skonstruował, żeby wciągnąć na wieże kościelne trzy wielkie dzwony.

Tadek po skończeniu podstawówki poszedł do miejscowego ogólniaka. Jurek zaczął uczyć się zawodu, bo miał przejąć warsztat po ojcu. Już nie spędzali razem każdego dnia po lekcjach, jak wcześniej. Tadzik znalazł nową miłość. W szkole działało kółko taneczne i śpiewacze, prowadzone przez młodego nauczyciela, Trolaka. Tadzika wciągnęły wieczorne próby, przygotowanie akademii i występów w miejscowym Domu Ludowym. Nie rozmawiał z matką o przyszłości, o seminarium i byciu księdzem, ale Ludmiła sama wyczuwała u syna opór.

Kiedy złożył celująco maturę, oświadczył przy obiedzie, że wybiera się do Czarniec. Będzie się uczył, chce jak Trolak prowadzić zajęcia kulturalno-oświatowe dla młodzieży. Ludmiła nie oponowała. Tadek nigdy nie garnął się do krawiectwa, nawet ze względu na miłość do ulubionego stryja Bolka, a cóż dopiero do ojca. W przeciwieństwie do braci, Staszka i Włodka, nie miał ścisłego umysłu, inżyniera z niego na pewno nie będzie. A księdza… Bóg poprowadzi go właściwą ścieżką, a ona sama nie ma serca przymuszać go do czegokolwiek. Może jedynie była zdziwiona, ale i rozradowana, że nie postanowił dołączyć do starszych braci, wyjechać daleko od domu i od niej.

Czarńce oszołomiły Tadka. Do tej pory jeździł tylko na wycieczki, organizowane przez parafię. Z herbatą w butelce i chlebem w papierze ładował się z innymi dziećmi na pakę ciężarówki i jazda! Pędzili nad jezioro, czy do lasu na piknik. Znał też czyny Służby Polsce, wyjazdy do pegeerów, ale nigdy dotąd nie mieszkał poza domem w większym mieście. Zostawił w miasteczku zatroskaną matkę i niedomagającego ojca. W Czarńcach zamieszkał z nowymi kolegami w szkolno-robotniczej bursie. Wkrótce zadawał szyku z fajką w zębach, w nowym, uszytym przez ojca ubraniu. Poznawał ludowe tańce, wgryzał się w partytury oberków i poleczek, ćwiczył choreografię, żeby w niedalekiej przyszłości uczyć młodych, jak on sam. Wśród kolegów wyróżniał się nieco powściągliwością do popitek i szaleństw. Miał słabą głowę, kumple szybko przekonali się, że po kieliszku wódeczności Tadzik przysypia, a po dwóch odpływa zupełnie. Nie wmuszali więc w niego za wiele, pił jeśli chciał i ile chciał. Był raczej nieśmiały, lecz kiedy mówił coś cichym tenorem, wrzaskliwa kompania milkła i słuchała. Wiedziało się, że delikatny Tadzio mówi tylko rzeczy przemyślane i rozsądne. Nie raz nie dwa powstrzymywał chłopaków przed wygłupami, które mogły źle się skończyć.

Nakaz pracy po skończeniu szkoły pedagogicznej Tadek odbył w wiejskiej podstawówce całkiem niedaleko domu. W niedziele wsiadał w buchający czarnym dymem pekaes i jechał na obiad do domu. Nie było mowy o paleniu fajki przy matce, ale Ludmiła, rozwijając węzełek bielizny, przywożonej przez Tadka do prania, wyczuwała woń tabaki.

– Mój chłopiec jest już dorosły – myślała z rezygnacją.

Stare kąty domu wydawały się Tadkowi jakieś małe, ciasne, ojciec zgrzybiały i skurczony. Nadal jednak rządził niepodzielnie, waleniem pięścią w stół i wskazaniami palca sygnalizując, czego chce od żony i syna.

Zmarł nagle, w środku dnia. Rozwścieczony tym, że Ludmiła wyszła gdzieś i nie przybiegła na jego wezwanie, zastygł na krześle z wytrzeszczonymi oczami i wpółotwartymi ustami. Zdjęcie z pogrzebu, zrobione przez Włodka radziecką zorką, pokazuje Ludmiłę opartą na ramieniu Tadka, który z osłupieniem wpatruje się znad głowy matki w leżącego w trumnie ojca. Martwy przerażał go jeszcze bardziej niż za życia, kiedy nie ustawały jego żądania i nakazy.

Kiedy Tadek odpracował swoje w wiejskiej podstawówce, wrócił do domu na stałe i zajął pokoik przy dawnej pracowni krawieckiej ojca. Władza ludowa szybko znalazła dla młodego pedagoga miejsce pracy.

Brak komentarzy

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *