Mieszkanie Pani F.

Autor: Aleksandra Uzarska
Słowa
10 maj 2019
Brak komentarzy

Mieszkanie Pani F. mieści się na czwartym piętrze. Kiedy stoję pod domofonem, by usłyszeć zniekształcony krzyk upewniający się, że ja to ja, że przyszłam na umówioną godzinę, to zawsze zastanawiam się, jak mała, lekko przygarbiona kobieta odnajduje w sobie siły, by codziennie wspinać się przez narastające piętra schodów, które dla mnie zdają się nigdy nie mieć końca. Wiem, że gdzieś w połowie, na półpiętrze, stoi chudziutka, zabiedzona roślinka w białej doniczce z napisem „proszę nie zabieraj mnie stąd” wykreślonym krzywo czarnym markerem. Stoi na parapecie odkąd przyszłam tutaj po raz pierwszy kilka miesięcy temu i od tamtego czasu rzeczywiście nikt jej stamtąd nie zabrał, co oznacza mniej więcej tyle, że słowa są zaklęciem ochronnym. Nie wiem natomiast, ile roślin zostało stamtąd zabranych przed nią, zanim ktoś postanowił poprosić, by tego więcej nie robić.

W przedpokoju mieszkania Pani F. znajdują się cmoknięcia w policzek i mocne uściski. W wąskim korytarzu kurtka zdejmowana jest ze mnie niemalże siłą, w geście wschodniej gościnności, po czym wyprowadza się ją do tajemniczych pokoi obok, bo jest to jeden z tych domów, gdzie ubrań gości nie wiesza się na wieszakach, tylko wynosi „do pokoju”. Następnie dochodzi do uprzejmej sprzeczki w sprawie zdejmowania butów, bo nie trzeba, ale ja zdejmę, ale tu i tak jest piachu wszędzie pełno, a i w nogi będzie zimno. Zawsze ostatecznie ściągam, bo przecież tak trzeba i nie po to kończyłam szkoły, by nie wiedzieć, co to dobre maniery, bon ton, czy nawet savoir vivre. Wtedy Pani F. w szaleńczym pędzie biegnie do szafy po czerwone klapki, jakby każda sekunda bez obuwia oznaczała wystawienie mnie na całą masę przeziębień i reumatyzmów. Czerwone klapki mają rozmiar tak zwany uniwersalny, czyli tak duży, że wejdą na każdą stopę. Po założeniu ich, człapię sztywno do salonu i z każdym krokiem muszę całą siłą stóp, łydek i woli przytrzymywać laczki na nogach, bo okazuje się, że rozmiary 36 i 42 są jednak daleko od siebie.

Chociaż uważam się za osobę względnie samodzielną, w mieszkaniu Pani F. pozwalam sobie na tymczasowe ubezwłasnowolnienie, ponieważ w dwóch pokojach i kuchni nie ma miejsca dla krzątaniny większej ilości osób niż ona jedna. Od progu nie pozwala mi się robić absolutnie nic, oprócz siedzenia na krześle, wybranym przez nią, tym najwygodniejszym. Pewnego razu pozwolono mi obrać sobie pomarańczę, lecz było to zajęcie zastępcze w ramach rozrywki, kiedy ona przygotowywała coś w kuchni.

W czasie kiedy Pani F. parzy sypaną kawę, ja mam czas by dokładnie zwiedzić wzrokiem salon. Siedzę na fotelu z drewnianym oparciem wyłożonym baranią skórą. W strategicznych miejscach pokoju rozstawione są ogromne stroiki ze sztucznych kwiatów w krzykliwych kolorach. Piramidy z materiałowych magnolii piętrzą się aż pod sufit, jakby przy tworzeniu każdej z nich Pani F. próbowała pobić swój poprzedni rekord wysokości i okazałości, wyciskając ze sztucznych kwiatów pełnię ich PRL-owskiego majestatu. W lakierowanej meblościance z tej samej rodziny co kwiaty, swoje funkcje dekoracyjne dumnie pełnią kryształowe naczynia, półmiski, kieliszki, szklanki i talerze. Jedno z honorowych miejsc zajmuje znany mi już zdobiony kieliszek z wygrawerowaną datą 1914 i żołnierzem austriackim, który został przypadkowo wykopany z ziemi przez świętej-pamięci męża.

Nad wersalką honorowe miejsce zajmuje poroże, a tuż obok niego widnieje czarno-białe zdjęcie ślubne. Pani F. ma na nim mocne rysy, wyraźnie zarysowaną szczękę i wąskie usta. Czarno-białe zdjęcia zawsze wydają mi się trochę nierealistyczne, jakby przedstawiały postacie z bajek i nie jestem w stanie wyobrazić sobie, że kobieta ze zdjęcia mogłaby siedzieć obok mnie. Nie pasują do niej kolory i nie pasuje do niej ten świat, w którym ludzie są już zupełnie inni, mają inne rysy twarzy i inne parametry wewnętrzne. Postawna panna młoda o ostrym, przeszywającym spojrzeniu najbardziej jednak nie pasuje do małej kobieciny o szczupłej twarzy naznaczonej siecią drobnych, ale bardzo gęstych zmarszczek. Na ścianach wiszą także obrazy plecione z włóczki, przedstawiające kobiety w tradycyjnych białoruskich strojach, a owe panie ze swoimi pustymi, nitkowymi oczami zdają się równie nierealistyczne, co Pani F. na swoim zdjęciu ślubnym ze świętej – pamięci mężem.

Moje przeszukiwanie wzrokiem zakamarków pokoju przerywa szybki stukot kroków i dźwięk pukających o siebie szklanek. Pani F. trzęsącymi się rękami niesie dwa kubki w kwiaty ze złotymi zdobieniami, specjalne kubki dla gości, z których paruje zawiesista, gęsta kawa. W początkowym odruchu zawsze mam ochotę zabrać jej szklanki w obawie przed jej drżącymi dłońmi, ona jednak nie pozwala wytrącić się z roli pani domu i mojej gospodyni, a wszelkie próby pomocy traktuje jako afront. Gdy szklanki dla gości bezpiecznie wylądują na stoliku kawowym, Pani F. szybko truchta do lodówki, by przynieść słoik ze śmietanką trzydziestką, która po drodze wstrząsa z werwą przekraczającą jej pozory. Wlewa do mojej kawy porcję znacznie większą niż ilość mleka, którą dodaję zazwyczaj, nie stawiam jednak oporu, ponieważ nauczyłam się, że w mieszkaniu Pani F. nie jestem sobą, tylko gościem, a porcja dla gościa jest naturalnie dużo obfitsza.

Kiedy mamy już przed sobą kawę, pokrojoną na talerzu babkę, półmisek orzechów, prażynki oraz suszoną żurawinę, Pani F. postanawia, że można zacząć rozmawiać. Tokiem rozmowy również całkowicie steruje ona, ponieważ, jak już dawno odkryłam, ta kobieta ma duszę  wybitnego generała, przy którym Napoleon zdawałby się podrzędnym szeregowym. Rozmawiamy więc tak, jak ona chce, a ja urzeczona jej dyktatorskim urokiem, z chęcią poddaje się przemyconym rozkazom. Myślę, że gdyby Pani F. urodziła się mężczyzną, to obecnie wszyscy bylibyśmy pod jej rządami zamknięci w zupełnie innych granicach, dlatego mogę się tylko cieszyć, że dzięki ślepemu losowi jej królestwo ogranicza się do mieszkania na czwartym piętrze, w którym mi przysługuje prywatna audiencja.

Brak komentarzy

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *