O czasie

Autor: Stanisław Wawrzyszkiewicz
Idee
28 gru 2019
Jeden komentarz

Trzy wieki temu lilipuci orzekli, że bogiem Guliwera jest zegarek, ponieważ rzadko coś robi nie sprawdziwszy uprzednio, która jest godzina. Natomiast Monteskiusz filozofował, że Anglicy są nieuprzejmi, ponieważ należą do ludzi zajętych i nie mają czasu nawet na uchylenie kapelusza, gdy się spotkają.

Przed wynalezieniem zegara czas nie dzielił się na drobne części, na godziny i minuty, które należy oszczędzać i przed kimś się rozliczać. Przeszłość zlewała się z teraźniejszością, a ludzie wyobrażali sobie, że żyją w otoczeniu zmarłych przodków i mitycznych bohaterów, którzy wydawali im się tak samo obecni na świecie jak oni sami. Często nie wiedzieli, ile dokładnie mają lat, bardziej pochłonięci sprawą śmierci niż czasu. Obecnie, można coś takiego zaobserwować tylko wśród pierwotnych ludów Amazonii. Tony Halik, wędrując przez tę tropikalną dżunglę, natknął się na wioskę przygotowującą się do udziału w pogrzebie dziewczyny z sąsiedniej osady. Pomyślał, że to była jakaś znana osoba, skoro w jej pogrzebie chcą uczestniczyć mieszkańcy sąsiednich wiosek. Zdziwił się, gdy mu powiedziano, że miała zaledwie trzy lata. Zaintrygowany, udał się z Indianami na uroczystości pogrzebowe i przeżył jeszcze większe zdziwienie, gdy na marach zobaczył ciało młodej kobiety. Okazało się, że mieszkańcom tamtego regionu Amazonii czas odmierza pewien kwiat, który kwitnie raz na kilka lat.

O końcu świata mówi się od niepamiętnych czasów i w każdej cywilizacji powstała przepowiednia dotycząca tego momentu. Hindusi oszczędzili sobie lęku, ponieważ sądzili, że nastąpi to dopiero za 300 milionów lat. Chińczycy natomiast uważali, że czas krąży w cyklach trwających 129 tysięcy lat. Pierwsi chrześcijanie twierdzili, że żyją w czasach ostatecznych i spodziewali się lada chwila powrotu Chrystusa w chwale, by osądzić ziemię i dać każdemu to, na co zasługuje. Niektórzy wyznaczali dokładną datę końca świata. Prorocy wieszczący rychły koniec świata pojawiali się co jakiś czas, ale w okresie Odrodzenia takie wieszczenie stało się prawdziwą epidemią i wszyscy, uważający się za wykształconych, wyznaczali własną datę końca świata. Na przykład Mikołaj Kuzańczyk (1401-1464) przepowiedział koniec świata na 1734 rok. Luter twierdził, że światu pozostało najwyżej 100 lat. Krzysztof Kolumb przewidział koniec świata na 1656 rok, a John Napier, wynalazca logarytmu, uważał, że główny zeń pożytek to pomoc w obliczeniu wymienionej w Apokalipsie „liczby bestii”, więc przewidział koniec świata na 1688 lub 1700 rok. Nie wspomnę już o inflacji dat końca świata podawanej z arogancką pewnością siebie przez Świadków Jehowy. Ostatnio wielu powoływało się na kalendarz Majów i zapowiadało koniec świata w 2012 roku.

Nowa idea czasu wiąże się z Biblią i przejęły ją wszystkie społeczeństwa nowożytne. Polega ona na zdecydowanym oddzieleniu przeszłości od teraźniejszości. Według tej idei, wszystko, co się zdarza, przemija na zawsze. Czas oznacza tu zmianę czyli niepewność. W związku z tym ludzie przyjęli z zadowoleniem regularne tykanie zegara, ponieważ dawało im to pewne uspokojenie. Tak narodziła się tyrania zegara, która rozpoczęła się, jak wiele innych, jako wyzwolenie. Średniowieczne klasztory przypisały do każdej minuty dnia i nocy stałe zajęcia, by uwolnić ludzi od udręki bezradności i pokusy próżnowania. Rabelais jednak uważał, że cena za poczucie bezpieczeństwa jest zbyt wysoka i protestował: Nigdy nie podporządkuję się godzinom. Godziny ustanowiono dla człowieka, a nie człowieka dla godzin.

W 1481 roku grupa mieszkańców Lyonu złożyła petycję do władz w sprawie wybudowania w mieście wieży zegarowej, w nadziei, że pozwoli im to prowadzić bardziej uporządkowane życie, a dzięki temu być szczęśliwymi i zadowolonymi. Kupcy i przemysłowcy stali się głównymi rzecznikami liczenia czasu. Po wybudowaniu katedr wznieśli wieże zegarowe, by zademonstrować, że w świecie panuje porządek. Również im zawdzięczamy słowo „punktualność”, oznaczające dokładność co do minuty. Pojawiło się w Wielkiej Brytanii, wraz z rozwojem przemysłu, w latach siedemdziesiątych XVIII wieku.

 Regularność nigdy nie stała się rozwiązaniem zagadki czasu. Nie stanowiło jej również oszczędzanie go, które po raz pierwszy w historii wymogli dekretami na swych poddanych cesarze japońscy w XVII wieku, gdyż, wymagając wykonania zbyt wielu zadań w danym czasie, zatracała się jakość. Również walka z czasem, by stale wyglądać młodo, nie została uwieńczona zwycięstwem, ani też zabijanie czasu, gdyż obecnie jest więcej znudzonych ludzi niż kiedykolwiek w przeszłości. Zatem  my zabijamy czas, a on zabija nas, jak to trafnie ujął Sztaudynger, parafrazując dwuwiersz Alfonsa Allais.

Biurokracja coraz skuteczniej wspiera prawo Parkinsona, zgodnie z którym ludzie nigdy nie będą mieli wystarczająco dużo czasu, gdyż zakres pracy do wykonania stale się powiększa. A na dokładkę nigdy nie brakuje ludzi, którzy jakimś sposobem mają czas i najchętniej spędzają go u tych, którzy go nie mają.

Ludzie nowocześni nie rozwikłali zagadki czasu ani dzięki wypełnieniu go przyjemnościami, ani przez wydłużenie życia. William Grossin, który poświęcił wiele lat na badanie sposobów w jaki Francuzi spędzają czas, ustalił, że dwie trzecie z nich doświadcza w związku z czasem stałego napięcia i że najbardziej niezadowoleni są ludzie wykształceni i bogaci. Im większy mają wybór i im liczniejsze pragnienia, tym mniej czasu na ich zaspokojenie. Czas wolny został zorganizowany. Istnieje tyle rozmaitych sposobów jego spędzania, zbyt kuszących, by nie chcieć z nich skorzystać, że niekoniecznie oznacza to wolność.

Można jednak zaobserwować nową wrażliwość na czas, na czynniki sprawiające, że płynie gładko, bez zakłóceń i jest intensywnie przeżywany. Ludzie naprawdę marzą o tym, by cieszyć się swoją pracą. Pragną, by ich praca była przede wszystkim interesująca i pożądają nowego stosunku do czasu.

Kiedy wykonujemy nudną pracę lub w nocy nie możemy zasnąć, to czas dłuży nam się jak wieczność. Natomiast gdy jesteśmy w miłym towarzystwie lub pochłania nas jakaś pasja, to czas praktycznie znika. Nie trzeba być Einsteinem, by zauważyć, że czas jest rzeczywistością względną.

Może jeszcze w tym wieku ludzie zaczną domagać się rocznego urlopu od pracy jako prawa człowieka? Francuzi są formalnie uprawnieni do takiego urlopu od 1971 roku, by móc podnieść swoje kwalifikacje bądź zdobyć nowe, albo po prostu poszerzyć swoje horyzonty myślowe. Jednak bardzo niewiele osób korzysta z tej możliwości, bo strach przed przegraną w rywalizacji na rynku pracy jest zbyt wielki.

Wyobraźmy sobie, że każdy korzysta z rocznego urlopu tak, jak obecnie korzysta z weekendu, wymyślonego przecież dopiero pod koniec XIX wieku(!) Wtedy nie byłoby powodu, by osobom, pragnącym wziąć taki urlop, sugerować brak lojalności czy zaangażowania w pracę.

Żeby tego dokonać, trzeba jednak zmienić sposób myślenia, zmienić zwyczaje. Zwyczaje są wygodne, ale gdy stają się skamielinami, stopniowo przestajemy reagować jak ludzie. Życie jest cenniejsze niż najcenniejsza skamielina.

Lata przelatują jak liście gnane wichurą. Wprawdzie nic nie można na to poradzić, lecz można nie marnować czasu zamartwianiem się, że mamy go tak niewiele i zwyczajnie cieszyć się życiem.

Jeden komentarz
Asia
2020-01-11 17:53:15

Czas jest zbyt cenny aby to marnować. Pozdrowienia dla Autora.

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *