O dobroci

Autor: Stanisław Wawrzyszkiewicz
Idee
02 gru 2021
Brak komentarzy

Pewien finansista, w czasie przypadkowego, wakacyjnego spotkania przy hotelowym stole wyznał, że obraziłby się, gdyby ktoś nazwał go „dobrym człowiekiem”. Według niego, „dobry człowiek jest poczciwą safandułą, który wprawdzie nikomu świni nie podłoży, ale jest bez znaczenia i nie wart uwagi, bo na pewno niczego nie wymyśli.”

Powiedzenie o kimś „to dobry człowiek” stanowi obecnie bardzo niepewną pochwałę.

Przykład Janusza Korczaka udowadnia jednak coś radykalnie odmiennego: tylko człowiek obdarzony wyrazistą osobowością oraz wielką wyobraźnią może być naprawdę dobry.

Postać Korczaka jest znana na całym świecie. Istnieje wiele towarzystw jego imienia. Martwego Korczaka wielu chętnie czci, natomiast żywego nie zatrudniono by dziś w żadnej szkole i nie ścierpiano by w żadnym zakładzie wychowawczym. Miał zupełnie nietypową hierarchię ważności spraw i uważał, że na pierwszym miejscu należy stawiać rozwój fizyczny na równi z rozwojem kultury uczuć, życia emocjonalnego oraz wrażliwości etycznej, natomiast sumę wiadomości lokował na samym końcu. Uważał bowiem, że wiadomości zawsze są do zdobycia, zaś kalectwo życia emocjonalnego bywa często nieuleczalne i społecznie o wiele bardziej szkodliwe niż niedomogi encyklopedyczne. Kto dzisiaj tak myśli? Był też wrogiem napiętych programów szkolnych. Uważał, że samo fizjologiczne dojrzewanie jest dla organizmu bardzo ciężką pracą i jeśli rosnącemu człowiekowi zwali się na głowę ciężary ponad siły, zostanie nieuleczalnym, choć ukrytym kaleką. Po co nam Einsteiny, jeśliby mieli być równocześnie kulturowymi, emocjonalnymi i etycznymi kalekami? Ponadto miał też słabość do tak zwanych trudnych dzieci. Z zabijakami, którzy bijali się codziennie, zawierał skomplikowane, dżentelmeńskie porozumienia. Cieszył się, gdy któryś z nich, po wielu staraniach, bijał się tylko raz w tygodniu i to sportowo, dla wprawy. Obawiam się, że ten sukces wychowawczy nie znalazłby dziś uznania ani zrozumienia wśród pedagogów. Kto ścierpiałby chuligana, który tłucze się co tydzień? Wylano by go ze szkoły, a Korczaka razem z nim jako demoralizatora.

Życie poświęcił dzieciom i młodzieży, ale nie uważał się za pedagoga. „Niechaj Bóg nas strzeże od pedagogów i pedantów” – mawiał – „to oni bowiem demoralizują młodzież.”

Wychowawcą był z powołania, lecz nigdy nie pozbył się nastawienia lekarza-klinicysty.
Najcięższą zbrodnią w jego oczach było wyśmiewanie, które zupełnie dyskwalifikowało pedagoga. Ludzi wyśmiewających się z dzieci lub tolerujących wyśmiewanie w trybie natychmiastowym usuwałby ze szkolnictwa. Byli to dla niego ludzie zwyczajnie głupi, prymitywni, bez wyobraźni, nie nadający się do zawodu. Jest to podejście prawdziwego lekarza, któremu nie wpadłoby do głowy, że można się śmiać z czyichkolwiek wad, ułomności, braków czy niepowodzeń. Nie do pomyślenia jest lekarz urągający kulawemu czy garbatemu, zaś osobnik reagujący obrzydzeniem na widok dziury w zębie nie powinien być dentystą. Zupełnie podobnie jest z człowiekiem szydzącym z nieudolności albo błędu dziecka. Powinien natychmiast opuścić zawód pedagoga, ponieważ do niego się nie nadaje – jest zbyt prymitywny.

Chociaż nie wszyscy wychowankowie „wyszli na ludzi”, to Korczak żadnego z nich nigdy nie zdradził i żaden z nich nigdy się go nie wyrzekł, chociaż było wśród nich wielu takich, którym się nie udało, którzy przegrali życie. Została im jednak pamięć, jak talizman, że ktoś kiedyś był dla nich dobry. Korczak wierzył w takie talizmany i twierdził, że naprawdę źle jest dopiero wtedy, kiedy zabraknie takiej pamięci. Uważał, że kryminalista także może być dobrym człowiekiem i że chodzi po świecie bardzo wielu ludzi, którzy nigdy nie popadli w konflikt z prawem, nie siedzieli w kryminale i mają opinię przyzwoitych, chociaż nie mają w sobie ani krzty dobroci.

Spytano kiedyś Korczaka, kto jest dobrym człowiekiem. Udzielił dość zaskakującej odpowiedzi: „Dobry to taki, który ma wyobraźnię, rozumie, jak jest drugiemu człowiekowi; umie odczuć, co drugi czuje.”

Nie można być dobrym bez wyobraźni. Z drugiej strony, dobroć znakomicie wpływa na wyobraźnię. Być może jest to sprzężenie zwrotne?

Wyobraźnia Korczaka była nadzwyczajnie rozwinięta, skoro potrafił wczuć się w niedolę wróbla…

„W lecie okna były otwarte, to wchodziły do pokoju i siadały na doniczce. Ale kiedy raz wszedłem niespodziewanie, to wróbel ze strachu nie mógł trafić do okna i bardzo się potłukł. Potem zawsze naprzód stukałem do drzwi, gdy wchodziłem do pokoju.”

W swoich kolejnych domach dla sierot i porzuconych Korczak dostawał do ręki dzieci psychicznie pokaleczone, czasem nieodwołalnie. Jego stosunek do nich był taki jak do wróbli: żeby się nie bały. Żeby nie musiały uciekać od świata dorosłych i by w tej ucieczce jeszcze bardziej się nie pokaleczyły. Dlatego przed każdą próbą zbliżenia Korczak delikatnie „pukał do drzwi” …

Wyobraźnię można obudzić, a następnie rozwinąć. Sęk w tym, że na ogół nie ceni się wyobraźni i niewielu się trudzi, by ją rozbudzić. Tak samo niewielu się kwapi, by od dzieciństwa doceniać odruchy dobroci.

W pewnych kręgach bardzo jest modne budowanie „cywilizacji miłości”. A może jest to za wysoko, nazbyt wzniośle i całkiem abstrakcyjnie? Czy nie żyłoby się lepiej, gdyby ludziom udało się zbudować coś na kształt cywilizacji życzliwości, a chociażby tylko zwykłej przyzwoitości? Bo jak na razie panie w kolejkach lub przy kasach bywają tak spieklone, że najchętniej jedna drugiej wsadziłaby parasol w pewną część ciała, a potem go otworzyła. Natomiast panowie walczą na ulicach i stadionach tak jak w klatkach, czyli bez reguł. A nam się marzy cywilizacja miłości!

Od powszechnej psychozy nieżyczliwości, od powszechnego i bezinteresownego nielubienia innych bywają wolni jedynie owi protekcjonalnie traktowani dobrzy, chciałoby się raczej powiedzieć „normalni” ludzie. Tacy ludzie, którzy będąc w stanie coś załatwić, pomóc, ułatwić, nie widzą rozumnego powodu, by tego nie zrobić. Którzy, patrząc na innych, wolą przełożyć ich dobre cechy ponad ich wady. Którzy mogąc o kimś myśleć dobrze albo źle – wolą myśleć dobrze. Którzy nie znając prawdy o drugim człowieku, nie przypisują mu z góry wszystkiego najgorszego, a każdego odezwania czy postępku nie interpretują na minus, jeśli tylko można rozumieć je inaczej. Którzy nie palą się do roli prokuratora, zwłaszcza wtedy, gdy im samym pasuje miejsce na ławie oskarżonych. To są ludzie, których nie irytuje cudza radość, a cudzy smutek nie napełnia ukrywaną satysfakcją. Ludzie, którzy wypełnieni życzliwym zrozumieniem samych siebie, potrafią odrobinę tego zrozumienia ofiarować innym. Do tego wszystkiego potrzebna jest jednak wyobraźnia.

Brak komentarzy

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *