O pogwałceniu praw na Rynku Jeżyckim

Autor: Joanna Lesiewicz
Słowa
03 paź 2018
2 komentarze

art. 49 Konstytucji RP: Zapewnia się wolność i ochronę tajemnicy komunikowania się. Ich ograniczenie może nastąpić jedynie w przypadkach określonych w ustawie i w sposób w niej określony.

Jeśli kiedyś dorobię się majątku, doskonale wiem gdzie go roztrwonię (taki też jest sens dorabiania się majątku moim zdaniem).

Nie uwierzę, że układ straganów na Rynku Jeżyckim w Poznaniu jest przypadkowy. Wszystko zostało przemyślane tak, żeby ktokolwiek przechodzący, z którejkolwiek strony, został wciągnięty tak jak statki i samoloty bywają wciągane przez Trójkąt Bermudzki.

Ściana rynku od strony ulicy Kraszewskiego łowi przechodniów wrażliwych na piękno. Pyłki kwiatów wystawionych przez kwiaciarki przyciągają nie tylko pszczoły. Nie raz widziałam ludzi przebiegających przez jezdnię, prowadzonych przez pierwotne chcice… Ich spojrzenie zdawało się mówić “piękne” i lecieli w hipnotycznym transie, żeby być jak najbliżej, żeby zapytać o cenę, albo żeby o nic nie pytać, żeby stać się posiadaczem dumnej gladioli.
Od strony ulicy Prusa, Rynek łowi tych może mniej wrażliwych na piękno, a bardziej pragmatycznych. W końcu koronkowe majtki, na pierwszy rzut oka identyczne z tymi z Victorias Secret, rozciągnięte na kółku tak, żeby uzmysłowić jak niewiele zakryją, za 3 złote, w końcu każdy przyzna, że jest to DEAL.

Nie wszystko złoto co się świeci, ale jak się świeci to bliżej do luksusu, splendoru, kariery i sławy. Bliżej do Crystal z dynastii i do Sally Specrty z Mody na Sukces. W jeżyckich kamienicach znalazły by się godne następczynie wyżej wymienionych. Przy samym tylko placu Asnyka naliczyłam cztery. Paląc cienkie papierosy przybierają teatralne pozy i poprawiają fryzury spryskane lakierem, w których nie trzeba nic poprawiać, ale liczy się gest.
Rynek Jeżycki wpisuje się również w ich potrzeby – w części od Prusa, nazwanej roboczo przeze mnie – tandeciarską – można kupić złote zegarki, elegancką galanterię skórzaną, a dla syna – klapki Kobuta, czy też czapki z dziwnie znajomym haczykiem, tylko nieco wahniętym.
Pech chciał, że stacja rowerów miejskich znajduję się właśnie od strony Kraszewskiego. Tak jak koronkowych majtek jestem sobie w stanie odmówić, tak kwiatów – nigdy. Dzisiaj też zaczęło się niewinnie. Że też znowu nie zareagowałam w porę… Odstawiłam rower i niewiele myśląc dałam się ponieść nogom. Moje dłonie miały pełną zgodę na dobycie portfela z torebki, moje usta same poprosiły o trzy te ładne kwiatki, tak, te bardziej po lewej. Już nawet nie próbowałam z tym walczyć. Po pierwszym zakupie zawsze leci lawinowo. Wsiąkłam w labirynty Jeżyckiego. Zaraz za kwiatami jest stragan z książkami, jajkami, papierem toaletowym I kawą Nescafe 3 w 1 w saszetkach. Wielce szanuję to przemyślane połączenie i wierzyłam do dziś, że Pan obsługujący ten przybytek jest człowiekiem takim jak ja. Ceniącym sobie prostotę i dbającym o podstawowe potrzeby, zarówno intelektualne jak i fizjologiczne. Książek trzeba czytać dużo, tak jak jeść jajek, kawę wypić przyjemnie a z toalety skorzystać czasem wypada. Gdybym miała wylądować na bezludnej wyspie i mogła zabrać jedną rzecz, wycięłabym z rzeczywistości cały ten stragan, łącznie z tym panem co sprzedaje, mimo, ze dziś nasze stosunki się ochłodziły, i tak mogłabym dożyć kresu moich dni (prawdopodobnie zostałabym najstarszym człowiekiem na świecie, ponieważ jajka są szalenie zdrowe, a mądre i wiecznie stymulowane intelektualnie głowy nie mają problemu z Alzcheimerem).
Spieszę wyjaśnić co jest nie tak z Panem ze straganu i skąd pomiędzy nami ta kość niezgody. Przeglądając książki zauważyłam cztery spore pliki kartek pocztowych, starych i sfatygowanych. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, ot kolekcjonerski bzik, gdyby nie to, że wszystkie kartki były wypisane, zaadresowane, pozdrawiające, ostemplowane, wysłane i dostarczone. Od ciotek, matek, koleżanek, ojców, od rodzin i od serdecznych znajomych. Jedna kartka jeden polski złoty.
Czy taka jest cena wspomnień? Ogarnął mnie głęboki smutek. Czy adresaci tych kartek poumierali? Czy po prostu powyrzucali przeszłość na śmietnik?
Czy ta kobieta, która napisała kartkę z Chicago, że jest bardzo ładnie i że jutro jedzie do Alabamy, nie ukryła faktu, że jednak trochę się boi nowego…? Że jest ładnie, ale trochę nieswojo i jeszcze potrzebuje chwili, żeby móc śmiało patrzeć tamtejszemu wielkiemu światu prosto w twarz? Przecież jest 78 rok. Przecież u nas w 78 roku rusza produkcja Poloneza i ufo ląduje w Emilcinie*… Przecież 78 rok to w Polsce zima stulecia. Może dobrze, że wyjechała..?
Chciałam wykupić je wszystkie… Chciałam wykupić wszystkie 568 kartek. Ale nie było mnie stać. Może gdyby nie te cholerne kwiaty, kupowane prawie co dnia, może wtedy mogłabym uratować tych wszystkich ludzi. Może mogłabym uratować tych, których pozdrowienia wylądowały na śmietniku. Tych, których intymność została wyceniona na 1 złoty polski.

* UFO w Emilcinie, in. zdarzenie w Emilcinie – relacja Jana Wolskiego, mieszkańca wsi Emilcin, który
twierdził, że 10 maja 1978, kiedy wracał do domu przez las, spotkał dziwne istoty oraz ich pojazd. Jest to jeden z najgłośniejszych w Polsce przypadków związanych z doniesieniami o spotkaniach z UFO i jego pasażerami.

 

2 komentarze
jozefk
2018-10-11 13:38:09

Panie Irish, jak to dobrze mieć piękne wspomnienia.

irish76
2018-10-05 19:54:14

Kilka lat mieszkałem ulicę obok i na Rynku Jeżyckim robiłem zakupy :) Piękne wspomnienia! :)

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *