O pokrewnych duszach
Bratnia, siostrzana lub po prostu przyjazna dusza wydaje się być cudem czyli czymś nadzwyczajnym. Już parę tysięcy lat temu natchniony autor pisał, że kto przyjaciela znalazł, skarb znalazł.
Zwykle trudno określić moment narodzenia się przyjaźni. To tak jak z wlewaniem wody do naczynia, kropla po kropli: któraś z kolejnych kropel w końcu wypełni naczynie. Tak samo po wielu odruchach serca nastąpi ten decydujący. Zdarza się jednak, że dwie osoby potrafią określić tę chwilę bezbłędnie, bo już po pierwszych słowach stały się starymi przyjaciółmi, co nigdy im się nie udało z osobami, z którymi codziennie kontaktowali się, mieszkając pod jednym dachem przez wiele lat.
Przyjaźń nie jest konieczna do życia. Znamy przecież ludzi, którzy nie mają przyjaciół, bo nie chcą z nikim się wiązać, inni natomiast chcą znaleźć przyjaciela, ale nikt ich nie chce. Przyjaźń jednak jest konieczna do szczęśliwego życia. Potwierdza niezwykły eksperyment rozpoczęty w latach trzydziestych ubiegłego wieku w Bostonie. Starannie wybrano ponad 700 osób, w większości nastoletnich, reprezentujących wszystkie grupy społeczne miasta. Każdemu uczestnikowi eksperymentu zadano kilkadziesiąt pytań dotyczących szczęścia i nieszczęścia. Eksperyment trwał około 90 lat, do śmierci ostatniego uczestnika. Co dwa lata stawiano uczestnikom eksperymentu te same pytania. Zmieniali się ankieterzy oraz kierownicy (w sumie było ich czterech), ale odpowiedzi były wciąż te samy: ludzi najbardziej uszczęśliwiają przyjazne kontakty z innymi ludźmi, a najbardziej unieszczęśliwiają złe relacje z innymi.
Ludzkość to wielka rodzina, nie tylko pod względem genetycznym, której członkowie tak naprawdę jeszcze ze sobą się nie spotkali. Każda więź, powstała w wyniku spotkania, jest delikatną nicią, która, gdyby była widoczna, wyglądałaby, wraz z innymi z nićmi, jak pajęcza sieć pokrywająca cały glob. Trudno jest cokolwiek zdziałać bez pomocy innych. Wysiłki indywidualne są jednocześnie wysiłkami zbiorowymi. Na wszystkie wielkie ruchy protestu przeciwko segregacji społecznej, pogardzie wobec innych i dyskryminacji, składa się nieskończona liczba działań jednostkowych. Skrajny indywidualista zwykle jest nieświadomy więzi łączących go z innymi ludźmi. Ludzie nadal poświęcają więcej czasu na próby zrozumienia siebie niż na odkrywanie istnienia innych ludzi. Jednak ludzka ciekawość rośnie w nadzwyczajny sposób. Nawet ci, którzy nigdy nie postawili stopy poza krajem swojego urodzenia, w wyobraźni są ciągłymi migrantami. Znajomość ludzi w różnych krajach świata i ludzi różnych zawodów może wkrótce okazać się niezbędna dla wszystkich, którzy chcą żyć pełnią życia. Światowa sieć osobistych kontaktów jest czymś odrębnym od podziałów wynikających z miejsca zamieszkania, pracy, posiadanego paszportu i konta bankowego. Gdy formowały się państwa, wszystkie nici musiały ostatecznie spotkać się w centralnym punkcie. Obecnie, żadne centrum już nie istnieje. Ludzie za sprawą Internetu mają swobodę poznawania kogo zechcą. Jednak i teraz, tak jak wcześniej, przyjaźnie często popadają w jałową rutynę. W większości wypadków ludzie zatrzymują się w swoim rozwoju we wczesnym okresie dorosłości i późniejsze znajomości nie wnoszą już do ich życia niczego nowego. Ci, którzy cierpią najbardziej z powodu tego zatrzymanego rozwoju, robią coś niedopuszczalnego: nie interesują się nikim poza samym sobą. Oznacza to kompletne bankructwo wyobraźni.
Jeśli ludzie potrafią odkrywać siebie nawzajem, to często potrafią również nawzajem troszczyć się o siebie. Bycie użytecznym dla drugiego człowieka przynosi czasami większą satysfakcję niż dbałość o własne sprawy, choć jest to kwestia delikatna, obarczona złożonymi odczuciami.
Ludzie do szczęścia potrzebują nie tylko jedzenia, mieszkania, ochrony zdrowia, edukacji i rozrywki. Potrzebują również takiej pracy, która nie niszczy ich psychicznie oraz takich kontaktów z innymi, które dają im coś więcej niż tylko poczucie, że nie są samotni.
Bywa, że wystarczy jedna chwila, by przemienić człowieka, wyglądającego na kogoś zwyczajnego, w obiekt nienawiści, a nawet we wroga ludzkości.
Pewien mężczyzna popełnił morderstwo. Dostał dożywocie. Gdy znalazł się w więzieniu, wystarczyła chwila, by przemienił się w bohatera. Uratował życie innemu człowiekowi i został ułaskawiony. Wrócił do domu i okazało się, że jego żona mieszka już z innym mężczyzną, a jego córka nic o nim nie wie. Był im już niepotrzebny. Uznał więc, że równie dobrze może być martwy. Próba popełnienia samobójstwa nie powiodła się. Wezwany do niego duchowny, ojciec Piotr, powiedział mu tak: „Twoja historia jest straszna, ale nie mogę nic dla ciebie zrobić. Moja rodzina wprawdzie jest bogata, lecz ja zrzekłem się spadku i mam tylko długi. Wydałem wszystko, co miałem, na domy dla bezdomnych. Nie mogę ci nic ofiarować. Jeśli chcesz umrzeć i nie istnieje nic, co mogłoby cię powstrzymać, to nic na to nie poradzę. Ale zanim się zabijesz, to chodź ze mną i pomóż mi. Potem zrobisz, co zechcesz.” Te słowa zmieniły życie mordercy. Ktoś go potrzebował, w końcu przestał być zbędny czy bezużyteczny. Postanowił pomóc duchownemu, którego życie również uległo zmianie, bo dotychczas czuł się przytłoczony otaczającym go cierpieniem i zupełnie nie wiedział, jak z tego stanu wyjść. Przypadkowe spotkanie z mordercą natchnęło go myślą, która wyrzeźbiła jego przyszłość. Po raz pierwszy, spotkawszy nieszczęśliwego człowieka, nic mu nie ofiarował lecz o coś go poprosił. Później, morderca powiedział do niego: „Gdybyś dał mi pieniądze, mieszkanie czy też pracę, zacząłbym od nowa przestępcze życie. Pewnie zabiłbym następną osobę. Ale ty mnie potrzebowałeś!”
W taki sposób narodził się ruch Emmaus, jedna z największych, międzynarodowych organizacji charytatywnych, która wyciągnęła z nędzy tysiące ludzi. A wszystko zaczęło się od spotkania dwóch zupełnie różnych osób, które nawzajem poruszyły swoje serca. Nie byli oni pokrewnymi duszami w tradycyjnym, romantycznym rozumieniu, ale jeden zawdzięcza drugiemu akceptację kierunku, którym potoczyło się ich życie.
Przy odrobinie odwagi, jest w mocy każdego z nas wyciągnięcie ręki do kogoś zupełnie innego, wysłuchanie go oraz podjęcie wysiłku powiększenia w życiu obecności, choćby w minimalnym stopniu, ciepła i człowieczeństwa. Nie jest jednak roztropnie podejmować taki wysiłek, nie pamiętając, że wiele wcześniejszych prób skończyło się niepowodzeniem i że nie da się z całą pewnością przewidzieć, jak zachowa się drugi człowiek. Historia, z jej niekończącym się pochodem ludzi, którzy swych spotkań z innymi nie wykorzystali, jest w dużym stopniu kroniką zmarnowanych możliwości. To rodzi obawę, ale również nadzieję. A nadzieja jest początkiem człowieczeństwa.