O potrzebie szacunku

Autor: Stanisław Wawrzyszkiewicz
Idee
17 lis 2023
Brak komentarzy

Współcześnie istnieją obok siebie dwa światy. W jednym wciąż toczy się walka o władzę, niemal taka samo jak zawsze. W drugim nie liczy się władza, lecz szacunek i posiadanie władzy nie gwarantuje szacunku.

Nawet najpotężniejszy człowiek na świecie, czyli prezydent Stanów Zjednoczonych, nie jest na tyle potężny, by wzbudzać szacunek wszystkich ludzi. Dawniej szacunek był przemieniany we władzę, natomiast obecnie stał się pożądany dla niego samego. Ludzie wolą go doświadczać raczej bezpośrednio niż pośrednio, a większość uważa, że zasługuje na większy od tego, który otrzymuje. Zdobycie szacunku stało się dla wielu osób cenniejsze niż sprawowanie władzy. Ludzie władzy są częściej niż kiedykolwiek w przeszłości obiektem kpin, nawet jeśli nadal wzbudzają strach. Współczesny rząd, który usiłuje kontrolować więcej aspektów życia niż dawniej królowie, stale doznaje upokorzenia, gdyż wprowadzane przezeń prawo rzadko osiąga zamierzone cele; jest omijane, przeinaczane i rzadko odnosi sukces, jeśli chodzi o zmianę mentalności, która w efekcie decyduje o biegu wypadków.

W przeszłości, zewnętrzne oznaki szacunku, takie jak zdjęcie kapelusza i ukłon, potwierdzały, że ludzie rozpoznają i akceptują swe podporządkowanie. Współcześnie jakość osobistych stosunków pomiędzy dwiema osobami zależy od czegoś więcej niż ranga czy status społeczny tych osób. Choć politycy instalują się w królewskich pałacach, reprezentują profesję najmniej przez ludzi podziwianą, znajdują się na liście preferencji daleko w tyle za lekarzami, uczonymi czy aktorami, a nawet za zawodami źle opłacanymi, takimi jak pielęgniarki czy nauczyciele.

Dopiero w 1802 roku z panowania i poddaństwa wśród istot żywych uczyniono problem naukowy. W 1922 roku, gdy Mussolini został premierem, Schjedelrup-Ebbe dowiódł, że nawet głodne kury czekają, dopóki przewodniczka stada (kura „alfa”) się nie naje. Gdy zaś ją zabrano, czekały, aż naje się kura „beta”, i tak działo się do najmniej ważnej w hierarchii. Okazało się, że wśród jedzących kur hierarchia jest sztywna jak w wojsku; do tego stopnia, że gdy je rozdzielano na kilka tygodni, a następnie połączono w dawne stado, każda natychmiast powróciła na swoje miejsce. Te same zasady zachowania zaobserwowano także u innych zwierząt. Przyroda zdawała się mówić, że równość jest niemożliwa i że tylko silniejsi mogą mieć nadzieję na szacunek.

W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku odkryto, że agresja, którą kiedyś uważano za podstawową cechę zwierząt, nie jest tym, czym wydawała się być. Okazało się, że zwierzęta przywiązują nie mniejsza wagę do umiejętności zawierania pokoju po walce. Gdy po raz pierwszy obserwowano dominujące i podporządkowane szympansy jako osobniki, a nie jako przedstawicieli gatunku, stwierdzono, że bardzo angażują się w pełną złości konfrontację. Ale po czterdziestu minutach obserwacji połowa z nich już całowała się i pieściła z uprzednimi wrogami. Czasami wokół godzących się gromadziły się inne szympansy i wyrażały aplauz na widok pocałunków. Nie oznacza to, że wszystkie zwierzęta dochodzą do zgody w taki sam sposób. Samce, walczące między sobą, godzą się dwukrotnie częściej niż samice, również walczące między sobą. W przypadku tych pierwszych władza zależy od zawieranych sojuszy, które nigdy nie są trwałe. Dzisiejszy przyjaciel może być jutrzejszym wrogiem, a świadczenie sobie nawzajem pomocy w aktach odwetu nie oznacza żadnej obietnicy na przyszłość.

Szympansice, w przeciwieństwie do szympansów, są dużo mniej zainteresowane pozycją w stadzie i nie składają sobie nawzajem hołdów. Koalicje zaś tworzą z osobnikami należącymi do ich niewielkich kręgów rodzinnych i przyjacielskich, włączając te osobniki do przymierza z przyczyn emocjonalnych, a nie z powodu ważnego miejsca każdego z nich w hierarchii stada. Czynią ostrzejsze niż samce rozróżnienie pomiędzy przyjacielem i wrogiem. Często mają jednego lub dwóch wrogów, z którymi zgoda jest dla nich wykluczona.

Ludzie często okazują sobie wzajemnie pogardę. Okazywanie pogardy postrzega się obecnie jako patologiczne błaganie o szacunek.

W psychiatrii uznano ludzi żądnych władzy za chorych, mających alergiczny stosunek do różnicy zdań. Hitler jest klasycznym przykładem człowieka starającego się wyeliminować nie tylko różnicę zdań i własnych wrogów, lecz także samo zwątpienie. Nakłaniał swoich zwolenników do posłuszeństwa bez zadawania pytań. Tłumaczył, że sumienie to „żydowski wynalazek, skaza taka sama jak obrzezanie”. Współczesny mu Stalin dodawał, że w polityce nie ma miejsca na zaufanie. Żaden z tych dyktatorów nie był usatysfakcjonowany ogromną władzą, jaką zagarnął. Hitler stale się uskarżał, że nie jest doceniany. Kiedy nie dostał się na wiedeńską Akademię Sztuk Pięknych, twierdził, że tępi profesorowie nie poznali się na jego talencie, a jako dyktator Niemiec uważał, że jego generałowie są ograniczeni i zupełnie nie rozumieją jego genialnych pomysłów. Stalin wszelkimi możliwymi torturami zmuszał swoich wrogów, by uznali jego racje i przyznali się do błędów. Hitler i Stalin dramatycznie łaknęli szacunku.

A co do społeczeństw demokratycznych, to nadal nie znalazły sposobu eliminowania ze społeczeństw odmowy szacunku. Ciągle jest on zależny w mniejszym lub większym stopniu od dochodów, wykształcenia lub prezencji.

Poszukując upragnionego szacunku, ludzie zwracali się najczęściej do religii. Wszystkie wielkie religie są zgodne co do tego, że każda ludzka istota, choćby mało znacząca, posiada godność. Przy tym założeniu, wyzysk ze strony władców, obraza ze strony pracodawców i poniżenie doznawane w życiu codziennym wydawały się łatwiejsze do zniesienia. Gdy zaś religie okazały się niewystarczające, obronę ludzkiej godności podjęły kolejno stoicyzm, socjalizm, liberalizm i feminizm. Wielkie zmiany historyczne były w mniejszym stopniu rezultatem rewolucji obalających królów niż dziełem jednostek lekceważących królów i dochowującym wierności nie im, lecz wartościom duchowym. I wciąż tak się dzieje. Zamiast zajmować się sprawami, na które ludzie nie mają wpływu, ludzie skierowują całą swoją energię na życie wewnętrzne. Czasami wiedzie to do egoizmu, ale kiedy indziej do reagowania na wielkie problemy świata, dzięki staraniom o pobudzenie ludzkiej wspaniałomyślności oraz wzajemnego szacunku.

Obecna niepewność co do tego, z jakiego źródła płynie szacunek, nie jest bezprecedensowa. Nie po raz pierwszy uznawane źródła szacunku wysychają, powodując, że ludzie uciekają się do dawnych wierzeń lub zawierzają nowym ideologiom. Wielkie religie wyrosły z poszukiwania sensu życia, poszukiwania bardzo podobnego do tego, które ma miejsce obecnie, i zwyciężyły, pokonawszy rywalizujące z nimi setki sekt i maniaków, o których dziś nikt nie pamięta. Współczesne ruchy społeczne – obrony praw człowieka, równości kobiet i mężczyzn oraz świętości środowiska naturalnego – wyrosły z tych samych pragnień, które starały się zaspokoić wielkie religie, powstałe między V wiekiem p.n.e. a VII wiekiem n.e. Nie uwalniają nas one od wszystkich zwątpień ani nie oferują pewności, że możliwe jest zdobycie szacunku dzięki przynależności do zwycięskiego obozu i posłusznemu naśladowaniu przywódców, ani też nie dają nadziei, iż pewnego dnia powstanie społeczeństwo, w którym będzie panowała powszechna zgoda co do tego, co godne jest szacunku, gdyż obecnie zaczynamy uważać różnicę zdań za nieuchronną, a nawet za wskazaną.

Brak komentarzy

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *