O tolerancji

Autor: Stanisław Wawrzyszkiewicz
Idee
19 sie 2021
Brak komentarzy

Czy ludzie przestaną irytować siebie nawzajem, nienawidzić się i walczyć ze sobą, gdy stopniowo na świecie zapanuje duch tolerancji – rasowej, politycznej i religijnej? Mogą w to uwierzyć tylko ci, którzy mają krótką pamięć. Tolerancja niezmiennie przypomina słoneczne lato, przychodzące po ponurej zimie. W ciągu wieków jej słoneczny blask pojawia się i znika. Tolerancja jest jak płomień, która jaśnieje w chwilach błogostanu i dobrobytu, gdy wszystko zdaje się toczyć pomyślnie, tak iż nie ma zapotrzebowania na kozły ofiarne. Nigdy nie jest ona kuracją trwale leczącą z nienawiści czy pogardy. Zalecanie jej ludziom upokorzonym, oburzonym czy zdesperowanym zawsze okazuje się bezskuteczne. Ale możliwe jest zatrzymanie cyklicznego pojawiania się tolerancji i prześladowań. Istnieje bowiem trzecia postawa, bardziej ekscytująca niż ów cykl.

Tolerancji nie udało się zawładnąć masową wyobraźnią, gdyż nie jest namiętnością i nie ma w niej nic ekscytującego. Rok 1933 pokazał, że edukacja nie stanowi tu wielkiej pomocy. Wtedy najlepiej wykształcony naród w Europie stał się najbardziej nietolerancyjny. Ludzie wykształceni mają równie wątłe podstawy ku temu, by być tolerancyjnymi, jak niewykształceni, ponieważ nietolerancja jest zaraźliwym wirusem.

Tolerancja to nie lekarstwo stworzone przez współczesną medycynę, ale bardzo stary specyfik o krótkotrwałym działaniu. Choć w niektórych cywilizacjach umożliwiono przedstawicielom różnych ras życie obok siebie w zgodzie, to wciąż wybuchał gniew na cudzoziemców i na mniejszości, często z gwałtownością, która szokowała. Nawet teraz ludzie tolerancyjni traktowani są podejrzliwie lub oskarżani o niemoralność. Niewiele zmieniło się od czasu, kiedy rzymski cesarz Honoriusz, panujący w IV wieku, skazał zbyt tolerancyjnych dandysów na banicję za przestępstwo noszenia spodni, które stanowiły element ubioru germańskich wrogów Rzymu. Rzymscy żołnierze mieli nosić tuniki. Tak wyglądała rzymska granica tolerancji.

Ludzkość nie jest bezsilna wobec fundamentalizmu i dogmatyzmu, bo zamiłowanie do tolerancji jest głęboko zakorzenione w kulturze, choć niekoniecznie przejmuje się je od swoich przodków. Spotykamy je na przykład w starożytnych Indiach, które mają najdłuższą na świecie tradycję tolerancji. Przez ponad tysiąc lat koegzystowało tam mniej lub bardziej harmonijnie kilka wielkich religii i wiele pomniejszych. Mimo to w 1948 roku Indie nie oparły się przerażającemu wybuchowi fanatycznej nietolerancji, której ofiarą padło ponad milion osób. To nie było zdarzenie nieuchronne, a przyczyny owego wybuchu można tropić w biografii każdego człowieka, bez względu na to, jak daleko mieszka od rzeki Ganges i co myśli o jej wodach, które, zgodnie z wierzeniami, obmywają ludzi z grzechów.

W Indiach objawiło się wielkie zamiłowanie do swobodnej spekulacji ma temat życia ziemskiego i niebiańskiego. Miliony bóstw i niezliczone rzesze guru oferowały mnóstwo wzorów zachowania i prawd do wierzenia. Dżinizm, istniejący od VI wieku p.n.e., jest religią ateistów i opiera się na doktrynie „być może”. Utrzymuje ona, iż nie da się dokładnie opisać świata i nakazuje powstrzymać się od przemocy wobec wszystkiego, co istnieje, ponieważ wszystko zasługuje na szacunek.

Czy bycie tolerancyjnym zagraża własnej tożsamości? Najwięcej do myślenia dają próby, które przeprowadził Mahatma Gandhi. Uważał on, że przeciętny człowiek musi najpierw stać się silny, czyli wyzbyć się lęku, by być tolerancyjnym. Jako dziecko panicznie bał się ciemności, złodziei, duchów i węży, a jako młodzieniec odznaczał się nieśmiałością. Gdy przyjaciel zabrał go do domu publicznego, nie potrafił tam ani nic powiedzieć, ani się poruszyć. Jego późniejsza odwaga była skutkiem determinacji, z jaką starał się pokonać słabość charakteru. Jego celem stało się osiągnięcie spokoju wewnętrznego. Doszedł do wniosku, że go osiągnie, jeśli umożliwi to również innym. Uznał bowiem, że do harmonijnego współżycia poszczególnych osób i grup społecznych może dojść tylko dzięki wyleczeniu się wszystkich z rozmaitych lęków. W myśl tej filozofii, zamiast winić innych za własne porażki, należy zmienić swoje postępowanie, a dawanie przykładu jest najlepszym sposobem wywierana wpływu na innych.

Celem Gandhiego nie było zniesienie wszystkich różnic. Podkreślał z naciskiem, że każdy powinien starać się spełniać miłosierne uczynki, zgodnie z tym, czego nauczyła go religia, w której został wychowany.

Sztuką jest umieć żyć ze sprzecznościami i, jak każda sztuka, wymaga to jednocześnie spontaniczności i inteligencji. Brak precyzji myślenia zawsze prowadzi donikąd. By współistnienie sprzeczności było owocne, koniecznie musi ono stanowić rezultat świadomego wyboru i być wspierane wyobraźnią. Ale zawsze będą tacy ludzie, dla których radzenie sobie ze sprzecznościami czy rozumienie sztuki nie cechującej się jednoznaczną prostotą przedstawia trudność.

Gandhi dowiódł, że jeden człowiek potrafi w jednej chwili zmienić zachowanie 600 milionów ludzi i że może się wydarzyć coś graniczącego z cudem. Gdy uciekających do Pakistanu muzułmanów masowo zabijano, gdy mordowano całe pociągi ludzi, a w Kalkucie muzułmanie odpłacili hinduistom tym samym, Gandhi-hinduista zamieszkał w muzułmańskim domu, nie ochraniany przez policję. Wkrótce potem hinduiści i muzułmanie obejmowali się, a nawet wspólnie modlili w świątyniach i meczetach, po czym zamieszki znowu wybuchły. Wówczas Gandhi rozpoczął post i oznajmił, że będzie powstrzymywał się od jedzenia dopóty, dopóki ludziom nie wróci rozum. Po raz drugi przemoc ustała i wrogowie zaczęli podawać sobie ręce. Ostatni wicekról Indii, lord Mountbatten, skomentował to następująco: „Za pomocą perswazji moralnej osiągnął to, do czego trzeba by siły czterech przypartych do muru dywizji”. Jednak niewiele czasu upłynęło, a nienawiść znowu dała o sobie znać.

Słabością Gandhiego był utopizm. Jego skrajny ascetyzm i wyrzeczenie się najbardziej podstawowych przyjemności, takich jak życie rodzinne, dobre jedzenie i seks, oznaczały chęć bycia świętym, kimś zbyt oddalonym od zwykłych ludzi. Gandhi żądał od ludzi zbyt wielkiego heroizmu i nawet jeśli czasami nań się zdobywali, to nie na długo, nie na całe życie. Sam uwalniał się od dręczących go lęków tylko wtedy, gdy poddawał swoje ciało torturom. Mylił się, zakładając, że torturowanie samego siebie równie dobrze służy innym. Święty może wprawdzie inspirować, lecz nie może stanowić wzoru powszechnego zachowania.

Ani edukacją, ani perswazją, ani siłą nie można sprawić, by ludzie byli tolerancyjni przez bardzo długi okres. Nawet Gandhi, przy całej swej charyzmie, nie „zmiękczył serc” swych prześladowców, choć miał taką nadzieję. Serca miękną, po czym znowu stają się twarde.

Ideał tolerancji może być jednak traktowany nie jako cel, ale jako punkt wyjścia do czegoś większego. Rozumienie innych to wielka przygoda. Współcześnie wielu to rozumie. Nowy rodzaj poszukiwań duchowych oznacza poznawanie tajemnicy cudzych myśli i uczuć. Dziś, gdy mężczyźni i kobiety starają się rozumieć siebie nawzajem jak równi sobie, co nigdy wcześniej nie miało miejsca, pojawia się możliwość realizowania nowych aspiracji. Rozpoczęła się nowa przygoda, nawet jeśli nadal trwają w nas stare przyzwyczajenia.

Brak komentarzy

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *