O wielkoduszności
Rodzice rzadko pozwalają swojemu dziecku na wolność wyrażającą się w wielkoduszności. Nie chcą, by wyrosło na osobę „świętą” o podrzędnej pozycji społecznej. Za cel stawiają sobie zapewnienie mu wysokiej pozycji, którą utożsamiają ze szczęściem. „Uszczęśliwiają” dziecko umożliwiając mu dostęp do wszelkich przyjemności i zaspokajając wszelkie jego pragnienia. Później, ze zdumieniem odkrywają, że pomimo tak wielkich starań, dziecko jest nieszczęśliwe. Najczęściej dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze, dziecko ma za mało czasu, by robić to, co by chciało, zbyt wiele od niego się wymaga oraz istnieje zbyt dużo ciekawych zajęć, pomiędzy którymi trzeba wybierać. Drugi powód jest ważniejszy: nie można być szczęśliwym, jeśli inni są nieszczęśliwi.
Wielu jest szczęśliwych, rozumiejąc ten stan jako zadowolenie, dzięki przymykaniu oczu na grozę tego, co się wokół nich dzieje. Inni próbują osiągnąć szczęście śmiejąc się z ludzkich szaleństw. Jeszcze inni szukają szczęścia w stanach ekstazy, godząc się z ich nieuchronną krótkotrwałością.
Co z tego wynika? Otóż to, że szczęścia, w żadnej jego odmianie, nie uda się zaznać w pełni, dążąc do niego w sposób egoistyczny, pozbawiony wielkoduszności.
Święty Franciszek z Asyżu jest jednym z najbardziej podziwianych ludzi, żyjących kiedykolwiek na ziemi. Może wydać się zaskakujące, że dwukrotnie rozczarował swojego bogatego ojca. Pierwszy raz, gdy przewodził grupie rozpasanych, uganiających się za przyjemnościami młodzieńców. Drugie rozczarowanie było znacznie większe, gdy Franciszek rozdał cały swój majątek biednym, stanął po stronie słabych i nazywał zwierzęta braćmi; więcej – usuwał z drogi robaczki, by nie zostały rozdeptane.
Franciszek nigdy nie czuł się dobrze na tym okrutnym świecie. Mimo to zawsze był pełnym uroku i radości życia człowiekiem. Jego ojciec wolałby jednak widzieć go jako przebiegłego kupca, jakim był on sam, handlującego tkaninami i opływającego w dostatki.
Bycie wielkodusznym, ludzkim, w najszerszym rozumieniu, jest blokowane przez podejrzliwość i lekceważenie, jakie ludzie zawsze sobie okazywali, szczególnie wobec obcych. Skupianie się na pielęgnowaniu wielkoduszności we własnej rodzinie oraz zapominanie o ludziach spoza jej kręgu, to jak patrzeć na świat i nie dostrzegać horyzontu.
„To nonsens. Wy, Francuzi, kochacie tylko swoje dzieci, a my kochamy wszystkie, jakie są w plemieniu” – oświadczył rdzenny Amerykanin z plemienia Naskapi jezuicie, który chciał go uczyć, co jest dobre, a co złe. Wydarzyło się to w osiemnastym wieku.
W dwudziestym wieku, argentyńskie matki zjednoczyły się przeciwko dyktaturze posługującej się porywaniem dzieci swoich przeciwników. Troszczyły się o los wszystkich dzieci, nie tylko swoich. Gdy jednak życie powróciło do normy, w mniejszym lub większym stopniu, na powrót zajęły się wyłącznie własnymi rodzinami.
Przed laty opowiadał mi mój wujek (był misjonarzem i większość życia spędził w różnych rejonach Brazylii) jak to ludzie należący do klasy średniej i nadzwyczaj dobrzy dla swoich dzieci, często w ogóle nie zwracali uwagi na małych włóczęgów, gdy ci szli obok ulicą. Widzieli w nich nie dzieci, lecz zagrożenie dla swojej własności. „Ale jak inaczej ma przeżyć porzucone dziecko, jeśli nie kradnie?” – pytał retorycznie. Jego znajomy policjant wyznał mu, że siedmiokrotnie aresztował za kradzież dziewięcioletnią dziewczynkę.
– Co chciałabyś w życiu robić? – spytał ją na komisariacie.
– Pracować w policji – odpowiedziała bez wahania.
– Dlaczego?!
– Żeby nikt mnie nie przyłapał, jak kradnę.
Pod każdym niebem mówi się o szczególnej miłości, która łączy (raczej powinna łączyć) braci i siostry, a równolegle doświadcza się rozczarowań, niekiedy bolesnych, wywołanych przez własne rodzeństwo. Prowadzi do poszukiwania rodzeństwa zastępczego, do kreowania takich z nim stosunków, z których zostaje wyeliminowana przede wszystkim zazdrość. Braterstwo krwi stworzyło, za pomocą mniej lub bardziej dziwacznych ceremonii, lojalność, której zwykłe braterstwo nigdy nie mogło zagwarantować. Na przykład w Timorze kontrahenci przecinali sobie nożem skórę na rękach i mieszali swoją krew z winem w symbolicznym geście przypieczętowania zawartego kontraktu. Zgodnie z tym, co pisze Tacyt, książęta ormiańscy i iberyjscy związywali razem swoje kciuki, nakłuwali je i każdy wysysał krew drugiego.
Wciąż ponawiane próby przekonania ludzi, by każdy był bratem czy siostrą każdego, bez dyskryminowania kogokolwiek, nie odnoszą wielkiego sukcesu.
Chrześcijanie, głosząc najwyższe ideały bezwarunkowej miłości oraz powszechnych związków braterskich i siostrzanych, bez względu na rasę, płeć oraz pozycję społeczną, w praktyce prowadzili wojny przeciw niewiernym, a heretyków okrutnie prześladowali. Podobnie postępowali muzułmanie i znacznie później komuniści.
Gdy wyznawcy dowolnej religii zakosztują władzy, zapominają, dlaczego potrzebowali wiary.
Przejawy braterstwa mają jednak miejsce. Tu i ówdzie podejmowane są próby czynienia bez rozgłosu tego, czego nie udaje się robić w skali globalnej.
Dziewczyna z beskidzkiej wioski chętniej zwierza się ze swoich myśli przyjaciołom z innych kontynentów niż członkom własnej rodziny. Ludzie poszukują obecnie bratnich dusz i powierników na całym świecie. Może powstać w ten sposób nowy rodzaj rodziny i więzi społecznej. To jest rodzina serca i wyobraźni, wybrana w pełnej wolności ze względu na wyznawane wartości, dzielone pasje lub zwykłe upodobania, niezdolna do nakładania na swoich członków jakichkolwiek sankcji.
W dobie Internetu żadna rodzina, bez względu na to, z jak bliskich sobie ludzi jest złożona, nie może się zamknąć na idee, które płyną w sieci, zapładniając (niestety również zbyt często zatruwając!) umysły i odkrywając pokrewieństwo duchowe pomiędzy ludźmi, którzy nigdy się nie spotkali. Nie można już traktować ludzi tylko jako mieszkańców jakiegoś terytorium. W ten sposób powstaje zupełnie nowy rodzaj braterstwa, bardziej efemerycznego, zmiennego i przypadkowego niż tradycyjne, ale odświeżającego. Każdy potrzebuje świeżego powietrza, lecz nie każdy o tym wie.
Obraz: William Blake „Dream of Thiralatha [from „America,” cancelled plate d]”