O wyobraźni
Wyobraźnia ma w sobie coś boskiego, bo wszystkie religie, mimo różnic, w jednym są zgodne: Bóg nie ma ani początku ani końca.
Albert Einstein powtarzał, że wyobraźnia jest ważniejsza niż wiedza. Czy jedno jest możliwe bez drugiego? Myślę, że wyobraźnia potrzebuje jakiejś wiedzy, tak jak poeta potrzebuje słów, by stworzyć poemat. Jednak znajomość słów i zasad gramatycznych nie wystarczy. To wyobraźnia tworzy poezję. Poezja jest piękna, ale czy można stworzyć coś piękniejszego i bardziej skomplikowanego niż człowiek, prawdziwy mikrokosmos? Jak się go tworzy? Mężczyźni zwykle nie mają żadnego pojęcia o ginekologii, a mimo to potrafią pomóc kobietom stworzyć niejeden mikrokosmos, chociaż zupełnie nie wiedzą jak to się dzieje(!) Tylko twórczy umysł dostrzega poezję życia, gdyż wyobraźnia nie jest fantazjowaniem, ale twórczym wysiłkiem.
Do poznania jakiejś dziedziny życia (ostatnim człowiekiem, który „wszystko wiedział” był Leibnitz) może wystarczy wiedza, ale do poprawienia życia konieczna jest wyobraźnia. Napoleon stwierdził, że wyobraźnia rządzi światem. Istotnie, ludzie ciągle coś wymyślają, a następnie podporządkowują temu swoje życie. Wyznawcy wszystkich religii wyobrażają sobie, że tylko ich religia jest prawdziwa i nazywają to wyobrażenie objawioną wiedzą. Wyobrażają sobie, że z miłości do Boga trzeba zmieniać ludzi, czyli nawracać, a jeśli tego nie chcą, to niszczyć, właśnie dlatego, że są inni. Wystarczy niewielka różnica. Jeśli jej nie ma, to ją sobie wymyślą. Wyobraźnia jest wielka siłą, na szczęście nie zawsze destrukcyjną.
Mario Vargas Llosa w swoim noblowskim wykładzie stwierdził, że literatura wyraża niezgodę na życie takie jakie jest i próbę jego poprawienia.
W opowieściach tworzymy kogoś, kim chcielibyśmy być. Jak świat światem ludzie pod każdym niebem snują opowieści. Uciekają w nich przed śmiercią i gonią za prawdą o sobie. Zmyślanie jest sztuką najbardziej ludzką, bo wymaga wyobrażania sobie. Nie zawsze prawdziwe wydarzenia inspirują ludzi, budzą emocje i nadzieję. Ale to, co inspiruje, budzi emocje i nadzieję jest prawdziwe, bo powoduje prawdziwe zmiany.
Często słyszę pytanie, czy to wydarzyło się naprawdę? To pytanie jest szczególnie ważne dla wymiaru sprawiedliwości. Jednak prawdziwej sprawiedliwości nigdy nie było na świecie. W Rosji i Chinach zamordowano miliony ludzi i nikt za to nie został ukarany. W Norymberdze, po drugiej wojnie światowej, skazano kilkunastu zbrodniarzy za zbrodnie ludobójstwa. Za tyle milionów ludzkich istnień?! To ma być sprawiedliwość?! To raczej symbol sprawiedliwości niż sprawiedliwość. Powiedzenie narodom, żeby się uspokoiły, bo rządy coś zrobiły dla poczucia sprawiedliwości.
Wiedza o prawdziwych zbrodniach nie poprawia ludzkości, bo ludzkość już wie i mimo to wciąż popełnia te same zbrodnie. A jak się rzeczy mają z wyobraźnią? Co sądzić o ewangelijnych przypowieściach takich jak: O miłosiernym Samarytaninie, O synu marnotrawnym i jego dobrym ojcu? Przecież Jezus wymyślił te historie(!) A Romeo i Julia? Oni istnieli tylko w wyobraźni Szekspira(!) Chociaż nie wszyscy są tego świadomi, to niezliczone rzesze ludzi od wieków naśladuje tych wymyślonych bohaterów. Nikt dzisiaj nie kwestionuje istnienia dobrego Samarytanina, marnotrawnego syna, ani Romea i Julii, bo odczuwamy wewnętrzną niezgodę na życie takie jakie jest.
Ciągła rywalizacja wszystkich ze wszystkimi nie jest życiem. Takie życie jest wegetacją w stadzie, które pędzi niewiadomo dokąd. Ciągle ktoś organizuje nam czas i bezustannie stoimy przed nierozwiązywalnym dylematem ilości czasu i możliwości. Dlaczego trzeba ciągle śpieszyć się i udowadniać, że jest się lepszym od kogoś? To ma być życie?! To jest powolne umieranie!
Zmyślone historie porządkują nasze życie, inspirują i wzruszają. Odnajdujemy w nich siebie, swoje najgłębsze pragnienia i promyk nadziei. Bo jak żyć bez nadziei? Dzięki wzruszającym opowieściom, przedstawiającym zawsze trudne, a niekiedy tragiczne sytuacje, nasze życie staje się piękniejsze.
Kiedyś spotkałem starego zakonnika o bujnej przeszłości. W czasie wojny był w ruchu oporu i dostał się do niemieckiej niewoli. Już usłyszał rozkaz rozstrzelania, a on wtedy pobłogosławił oficera znakiem krzyża. Oficer spytał, co robi. Odpowiedział, że jest księdzem i z góry przebacza mu to, co musi zrobić. Oficer wzruszył się i odwołał rozkaz. Wtedy zakonnik nie był jeszcze zakonnikiem i nawet nie wierzył w Boga. Słowa, wypowiedziane w odpowiednim momencie, uratowały nie tylko jego życie.
Ważne jest nie tylko to, co się mówi, ale jak się mówi. Francuski neurolog, Borys Cyrulnik, twierdzi, powołując się na wyniki naukowych badań, że gdy przemawiamy miękkim i miłym głosem (nawet wtedy, gdy informujemy o czymś nieprzyjemnym), to zwiększamy produkcję serotoniny w organizmie naszego słuchacza, czyli przy pomocy słów zmieniamy jego biologię.
Leszek Kołakowski spotkał w Tatrach starego górala, który ze stoickim spokojem godził się z tym, iż wielu rzeczy nie wie i nie rozumie. Ale na pytanie, czy wierzy w Boga, odpowiedział:
— Oczywiście, że wierzę.
— Również w życie wieczne?
— A po co komu Bóg, gdyby nie było życia wiecznego? — spytał góral, bo do szczęścia na ziemi potrzebował perspektywy wiecznego szczęścia w zaświatach.
Trudno mi jest postawić się na miejscu górala, a wejść w jego skórę to już zupełnie nie potrafię. Mogę natomiast wyobrazić sobie to, co on sobie wyobrażał, tak jak mogę wyobrazić sobie wyobrażenia Casanovy, który wierzył w Boga, ale absolutnie nie wierzył w życie wieczne i wyobrażenia Hawkinga, który wierzył w wieczną grawitację.
Wyobraźnia daje wymierne korzyści, a jej brak powoduje policzalne straty.
Stanisław Hadyna, legendarny twórca zespołu folklorystycznego Śląsk, w czasie tournee po Meksyku znalazł się na tradycyjnym indiańskim targu, gdzie stary Indianin usiłował sprzedać mu błyszczące kamyki. Hadyna nie chciał żadnych kamyków, ale Indianin nalegał. Od czasów konkwistadorów kolorowe kamyki przedstawiają dużą wartość dla Indian i cenią sobie błyszczące prezenty. Hadyna targował się i za niską cenę kupił garść kamyków, które później rozdawał na prawo i lewo. Zostały mu dwa najmniejsze, o których zupełnie zapomniał. Pokazał je zaprzyjaźnionemu jubilerowi w Amsterdamie, który ze zdumieniem stwierdził, że nigdy w życiu nie widział tak czystych szmaragdów. Dopytywał Hadynę, czy stary Indianin wiedział, że sprzedaje mu prawdziwe kamienie. Hadyna nie wiedział, że kamienie były prawdziwe, tym bardziej nie wiedział, czy Indianin o tym wiedział. Zrozumiał jednak, dlaczego kelnerzy i taksówkarze w Meksyku tak nisko mu się kłaniali. Później wyobrażał sobie, jak mogli wykorzystać tę niespodziewaną fortunę, a jeszcze później, co on by z nią zrobił, gdyby wcześniej nie zabrakło mu wyobraźni.
Kultura jest kwintesencją wyobraźni. Czym właściwie jest kultura? Jakąś zbiorową mądrością. Wydaje mi się jednak, że niekiedy bywa również zbiorową głupotą. Kultura nie zawsze leczy. Niekiedy kaleczy. W każdej rodzinie rodzice przekazują swoim bezbronnym dzieciom własne wyobrażenia, przekonania. Żyjemy w niespokojnych czasach i ludzie łatwo oskarżają się wzajemnie o bluźnierstwo, chociaż używają różnych słów. Pod wszystkimi niebami na całym świecie bluźnierstwo było usprawiedliwieniem dla morderstwa. Tak się to zaczynało: On zbluźnił! Później takiego człowieka krzyżowano, kamienowano, ćwiartowano lub palono na stosie. Templariuszy palono na stosie, bo pokazywali sobie palcami „figę”. Nikt nie miał wątpliwości, że właśnie w ten sposób oddaje się cześć szatanowi(!) Nikt nie próbował dowiedzieć się jak jest naprawdę. Wyobraźnia gardząca wiedzą zniewala człowieka poprzez stereotypy.
Chrześcijański stereotyp wyznaczał kobiecie wyłącznie rolę służebną i zawsze przedstawiał wszystkie osoby Trójcy Świętej w rodzaju męskim. W jedenastym wieku zaczyna się szerzyć w całej Europie kult maryjny, ale Maryja jako dziewicza matka nie mogła być wzorem dla kobiet, bo jeśli kobieta jest matką nie jest już dziewicą, a jeśli nadal jest dziewicą nie może być matką. Maryja, tak uwielbiana przez świętego Bernarda, była raczej ideałem matki dla synów czyli znowu odnosiła się przede wszystkim do mężczyzn. Dlaczego akurat wtedy tak bardzo szerzył się kult maryjny, skoro w tym samym czasie masowo palono na stosach kobiety pod absurdalnym zarzutem czarów? Obliczono, że od dwunastego do siedemnastego wieku w całej Europie spalono około pięćdziesięciu tysięcy tak zwanych czarownic. Prawie wszystkie żyły na marginesie ówczesnych miast i żeby utrzymać przy życiu siebie i swoje dzieci trudniły się najczęściej zielarstwem i prostytucją. Dlaczego palono je na stosach? Może dlatego, że wszystko co było związane z seksem uważano wtedy za dzieło diabła i ci, którzy w nocy po kryjomu odwiedzali kobiety, za dnia chętnie je palili, by w ten sposób spalić własny grzech w ciele tych kobiet? Tak sobie to wyobrażali.
Twórcza wyobraźnia potrzebuje wiedzy i odwagi jak dwóch nóg, jak dwóch skrzydeł, by zajść tam, gdzie nikt nie zaszedł, dolecieć tam, gdzie nawet ptaki nie dolecą, dopłynąć tam, gdzie da się dopłynąć. Henryk Żeglarz miał taką wyobraźnię i popłynął do miejsca, które zwane było przez jemu współczesnych Przylądkiem Strachu. Wszyscy byli przekonani, że za tym przylądkiem kończy się świat, a woda spada w przepaść bez kresu. Wszyscy, z wyjątkiem Henryka Żeglarza. Opłynął przylądek i powrócił do Portugalii. Od tej pory Przylądek Strachu nazywany jest Przylądkiem Dobrej Nadziei.
Wyobraźnia uzbrojona w wiedzę i odwagę nawet największy strach może przekształcić w nadzieję.