Samotność i inne fetysze

Autor: Aleksandra Uzarska
Słowa
04 maj 2019
Brak komentarzy

Kartkuję gazetę w całości poświęconą ogłoszeniom matrymonialnym. W ramach urozmaicenia sobie tych najbardziej szarych odcinków rzeczywistości postanawiam inwestować w prasowy fast food. Znajduję obyczajowe safari w niewinnych gazetkach, pochowanych na kioskowych stelażach gdzieś pod swoimi zamożnymi krewnymi, tymi, co przedstawiają prawdziwy świat i prawdziwe problemy, mają śliskie okładki, a na nich zręcznie wyretuszowanych celebrytów. Ja jednak potrafię przesiać prasę wzrokiem i zawsze dostrzegę zagubiony, pusty wzrok bezimiennej modelki, którą w programie graficznym ktoś pozbawił rysów twarzy i uwięził na zawsze między nagłówkami wykrzykującymi bazarowy dramatyzm. Nasze spojrzenia się spotykają i już wiem, że to jej historie klasy C będą mnie rozbawiać i wzruszać przez najbliższe kilka godzin, kiedy ja równocześnie będę żarliwie przekonywać samą siebie, że to wszystko wydarzyło się naprawdę, bo tylko wtedy można  w pełni rozsmakować się w drewnianych scenariuszach.

Tym razem skusiła mnie roznegliżowana brunetka. Prawdopodobnie zresztą nie tylko moją uwagę przykuła, wyginając się pośladkami w stringach w stronę widza. Była ambasadorką tradycyjnej, papierowej gazety w stylu zapomnianych już „Anonsów”, a nie tych ślisko – okładkowych wytworów ostatnich lat. Nagłówek nie krzyczał, a taktownie deklamował stonowaną, lecz stosowną rozmiarem czcionką „Ogłoszenia matrymonialne”, tak aby zauważył go tylko ten, który szukał, a nie przypadkowy przechodzień, duchowy obdartus, który zagubiłby się w tych pulsujących erotyczno – emocjonalnych tropikach.

Zanurzam się w świat poszukiwań miłości i miłostek, w czterowersowe reklamy, gdzie ma się trzy zdania, by wycisnąć z siebie to, co najlepsze. Wsłuchuję się w szczebiot wszystkich filigranowych, ciepłych, przysadzistych, majętnych, szczupłych, zbudowanych, z dobrym sercem, otwartych, szczerych, bez nałogów samotnych rencistów, samotnych emerytek, samotnych panów w wieku średnim, samotnych pań o wymiarach 100 – 85 – 95, samotnych wdów, samotnych studentek i matek samotnych, i oburza mnie ten samotnościowy ekshibicjonizm. Samotność jest przecież jak pryszcz przed randką, krótsza noga i pierwsze siwe włosy, więc dlaczego zużywać swój limit znaków na pisanie o czymś tak szpetnym, jak bycie samotnym. Przy odrobinie przyzwoitości człowiek powinien naturalnie się wstydzić swojej ułomności, szczególnie w czasach, gdzie wszyscy osiągamy sukces i mamy świetną, zgraną paczkę, żeby jeździć na weekend do Warszawy, albo do Trójmiasta, jeśli na codzień jest się ze stolicy. Być samotnym w tym świecie, to prawie tak samo źle, jak być brzydkim, a być może nawet gorzej, bo brzydkim się człowiek rodzi, a samotnym zostaje.

Zdroworozsądkowo należałoby więc samotność zasłaniać albo chować się z nią przed światem. Trzeba ją przydusić podkładem i zasłonić wzrokiem wbitym w telefon, żeby nikt w pociągu przypadkiem nie pomyślał, że na trasie Gdynia – Szczecin jesteśmy samotni, dlatego warto sprawiać pozory, że pod ekranem kryją się meandry naszego życia towarzyskiego. W miejscach publicznych należy z kolei udawać, że na kogoś czekamy, rozglądając się nerwowo w poszukiwaniu tajemniczego wybawiciela. Najważniejsze, to nie dać się zdemaskować ze swoim stanem, dlatego bezwstydne odsłanianie samotności to ten najbardziej perwersyjny typ wyznań, bardziej niż wzmianki o sponsoringu, pejczach, parach poszukujących urozmaiceń, kolekcjach pornografii na sprzedaż, dyskrecji, braku dyskrecji, stanie majątkowym, fetyszach, czy potrzebie szybkiej pożyczki na remont.

Dlatego gdy przeglądam ogłoszenia dalej, zaczynam sympatyzować ze wszystkimi ekshibicjonistycznymi wyznaniami o własnym stanie ducha i epatowaniem ułomnością, bo bezkompromisowa perwersja ma w sobie coś z buntu. Też przydarza mi się samotność, podobna do tej u kawalera – rencisty z Wrocławia, na przykład w moich niepodzielanych obsesjach i wstydliwych natręctwach, o których lepiej innym nie mówić, wtedy kiedy odgłosy ich przeżuwania doprowadzają mnie do białej gorączki, czy kiedy wychodzę z siebie, gdy rzucają niedopałki papierosów na ziemię. W przypływach mojego dziwactwa nie mam nikogo i musze się z nim ukrywać, aby nikt nic sobie przypadkiem nie pomyślał. Chciałabym usiąść na sofie obok mojej koleżanki samotnej, napalonej rozwódki i opowiedzieć jej o tym, że ludzie rzucają pety, gdy całkiem blisko, w zasięgu wzroku jest śmietnik, a mlaskanie, to taki brzydki nawyk i zupełnie niepotrzebny, więc dlaczego ktoś miałby to robić. Mogłabym w zamian wysłuchać o tym, że jest już znudzona i chciałaby mężczyzny, który pokazałby jej gdzie jej miejsce, a ona pokazałaby mu wtedy, co potrafi. Opowiadałaby mi o swoich seksownych szpilach i koronkowych majtkach z pasem do pończoch, a ja odpowiadałabym, że nie mogę patrzeć, jak ktoś piję wodę z kubka zamiast ze szklanki.

Z moją przyjaciółką rozwódką przegadałyśmy całą noc, bo i mnie, i jej nikt nie rozumie w naszych skrywanych przed światem potrzebach. I chociaż moje małe samotności nijak mają się do samotności Ogłoszeń Matrymonialnych, to czuję, że od teraz razem z nimi tworzę podziemne zrzeszenie anonimowo, ale bezwstydnie samotnych.

Brak komentarzy

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *