Jaśka, wielka dziewucha z prostymi jak koński ogon czarnymi włosami i dziwnie złamanym w pół, jakby bokserskim nosem, nie odzywała się wiele, ale też nikt jej nie zaczepiał, bo zdenerwowana potrafiła odpowiedzieć pięścią. Popracowała do czasu, kiedy z magazynku gdzie trzymano odzież chorych, zaczęły ginąć halki i staniki pacjentek...