O zaufaniu i łatwowierności
Jakiś czas temu było głośno we Francji o pewnej ofierze wyjątkowo wrednej mistyfikacji. Na imię miała Anna. Kobieta ze zdumieniem i radością odkryła, że zainteresował się nią hollywoodzki gwiazdor i to nie byle jaki, bo sam Brad Pitt. Kontaktowali się wyłącznie w świecie wirtualnym, lecz intensywnie oraz intymnie. Zwierzali się sobie z sekretów i wymieniali filmikami z codziennego życia. Pewnego dnia Anna przeżyła szok widząc na ekranie Brada na szpitalnym łóżku, podłączonego do skomplikowanej aparatury medycznej. Brad słabym głosem poinformował Annę, swoją jedyną prawdziwą przyjaciółkę, że czeka go bolesne i kosztowne leczenie, na które obecnie go nie stać. Jak to? Hollywoodzkiego gwiazdora nie stać na leczenie?! Dobroduszna Anna domyśliła się, że rozstanie z perfidną Angeliną zrujnowało jej ukochanego (bo tak już myślała o Picie), a jako osoba znająca świat i życie wiedziała, że skomplikowana operacja zrujnowała już niejednego Amerykanina. Nieśmiała prośba (taka jest najlepsza!) wystarczyła. Anna przelała kilkadziesiąt tysięcy euro, byle tylko bliski człowiek odzyskał zdrowie. Tego samego dnia kontakt z „Pittem” urwał się. Dochodzenie policyjne wykazało, że Anna straciła prawdziwe pieniądze wyłudzone przez fałszywego Pitta, który przy pomocy sztucznej inteligencji wykreował przekonującą iluzję. Prawdziwy Pitt dowiedział się o oszustwie i jego rzecznik wyraził ubolewanie z powodu niegodziwego niszczenia wyjątkowej więzi łączącej fanów ze swoim idolem. Obecnie Anna żałuje swojej łatwowierności, a jeszcze bardziej tego, że opowiedziała przed kamerami swoją historię. Stała się bowiem pośmiewiskiem całej Francji…
Kiedy zaufanie staje się łatwowiernością? W naszej epoce wyjątkowo dużo ludzi bezkrytycznie wierzy w niesprawdzone historie i równocześnie wątpi w tysiące zweryfikowanych faktów. Jak to możliwe?
Każde zaufanie jest w jakimś stopniu ślepe, niedowidzące, wyrazem naszego wewnętrznego przekonania. Niekiedy zaufanie może być absolutnie ślepe, gdy kierujemy się wyłącznie swoimi głębokimi przekonaniami lub płytkimi stereotypami. Najszybciej dochodzą do prawdy ci, którzy potrafią czerpać informacje z różnych źródeł, zakwestionować przekonania oraz odrzucić stereotypy. Znalezienie prawdziwej odpowiedzi nigdy nie jest łatwe. Trzeba być gotowym na pomyłki, na wysiłek myślenia, który burzy wszelkie stereotypy, choćby ten o racji, który niby zawsze leży pośrodku. Może tam leży a może nie, bowiem leży tam, gdzie leży. Niekiedy trzeba zweryfikować własną opinię. Człowiek, który nie potrafi zmienić nawet własnego zdania, jak zdoła zmienić świat, nawet ten mały, który jest wokół niego?
Zaufanie nas angażuje, dlatego gdy trzeba zakwestionować to co już rozpoczęliśmy w naszym życiu narażamy się na niepokój a nawet szaleństwo. Lęk przed niepokojem też niepokoi, tym bardziej strach przed szaleństwem. Prawdziwa kwadratura koła(!)
Zaufanie zakłada nadmierny optymizm w stosunku do ludzkiej natury. Jednak nie ma społeczeństwa bez minimalnego zaufania. Nieustanna nieufność w każdej sprawie byłaby nie do zniesienia, nie dałoby się tak żyć(!) Bez zaufania nie byłoby handlu, bo lęk przed oszustwem uniemożliwiałby zawarcie jakiejkolwiek transakcji. Nie byłoby restauracji, kawiarni, pubów, również aptek, ponieważ balibyśmy się otrucia. A małżeństwo bez zaufania? To nie byłoby życie, lecz udręka.
Georg Simmel opublikował w 1900 roku „Filozofię pieniądza”. Możemy przeczytać w tym dziele, że pojawienie się pieniądza jest wyrazem najwyższego zaufania. Nie akceptowalibyśmy pieniędzy, gdybyśmy nie wierzyli, że inni również je akceptują. Pieniądz umożliwił ustabilizowanie wartości rzeczy oraz pracy.
Według Simmela wartość rodzi się z pragnienia, z pożądania czegoś. Człowiek pragnie wielu dóbr. Niektóre dobra są wyjątkowo trudne do zdobycie, lecz wcale nie dlatego, że są cenne. Rzecz ma się dokładnie odwrotnie: właśnie dlatego coś jest cenne, bo tak trudne do zdobycia(!) Wartość jest najważniejszym zagadnieniem w ustaleniu relacji między pracą, pożądaniem i kolektywnym zaufaniem.
Życie bez zaufania do drugiego człowieka, ale również do instytucji społecznych, przede wszystkim państwa, byłoby nieznośne.
Zaufanie rodzi podwójne zaangażowanie: z jednej strony zależność, a z drugiej – obowiązek opieki.
Często się słyszy, że obecnie zaufanie między rządzonymi i rządzącymi gdzieś się zapodziało. Tymczasem ważne filozoficzne nurty wysoko cenią czujność, czyli ograniczenie zaufania, względem politycznych przedstawicieli. Ideę kontroli władzy lansował John Lock, a tradycja republikańska, szczególnie ta odwołująca się do Rousseau, domaga się wyraźnego ograniczenia kompetencji władzy. Thomas Jefferson, jeden z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych, nawiązując zarazem do Locka i Rousseau, nie miał złudzeń co do ludzkiej natury i przedstawił tę ideę w sposób dość brutalny: „Zaufanie zawsze i wszędzie związane jest z despotyzmem. Wolny rząd opiera się na zazdrości, a nie na zaufaniu.”
Trzeba jednak rozróżnić niedowierzanie, spokrewnione z ostrożnością, od niewiary, gdy zaufanie zostało już unicestwione, pozostawiając po sobie popiół i rozpacz.
Wszyscy despoci domagają się od rządzonych zaufania. Ale niech tylko ktoś spróbuje skontrolować ich poczynania… Napoleon powiedział, że kto troszczy się o państwo, to nie łamie prawa. Później, w trosce o własne państwo, podbił większość Europy, a królewskie i książęce korony rozdał krewnym i znajomym jak bożonarodzeniowe prezenty.
Ktoś mi kiedyś powiedział, że na świecie są wyłącznie optymiści.
– Kim są zatem pesymiści? – spytałem.
– To również są optymiści, tyle że z życiowym doświadczeniem – padła odpowiedź.
Zatem warto, w imię życiowego doświadczenia, pielęgnować zaufanie w wymiarze horyzontalnym, a nieufność w wymiarze wertykalnym.
Obraz: Edward Burne-Jones: „The Mirror of Venus”