Trzecie piętro
– Nie na wakacjach? – znad wiklinowego koszyka wyłoniła się sztuczna szczęka uformowana w uśmiech sąsiadki – Już po urlopie? Czy jeszcze przed? Zawsze o tej porze przecież wyjeżdżamy.
Ewidentnie widzi mnie jako osobę wiecznie odpoczywającą. Kolejne wakacje to moje podróże i jej stała obecność w życiu osiedla. Obserwuje wyjazdy i powroty innych, pewnie prowadzi ich skrupulatny spis. Jej kronika jest niezawodna. Sama nawet się nie zorientowałam, że pod koniec lipca nigdy nie ma mnie w mieszkaniu. A może to sugestia dotyczącą tego, że za głośno się zachowuję i mój wyjazd dałby jej przynajmniej wytchnienie?
Winda zatrzymuje się na trzecim piętrze, wychodzi koszyk, a za nim sąsiadka. Nasza znajomość zatrzaśnięta jest między parterem a trzecim piętrem.
***
– Późno wychodzimy do pracy – słyszę zamiast powitania, gdy do windy na trzecim piętrze wtacza się wózeczek zakupowy z gatunku tych, których siedliskiem są wyłącznie bazary i targi, nigdy supermarkety.
Mam ochotę odpowiedzieć, że owszem, późno, ale że wynika to z tego, że zawsze, gdy na moim ósmym piętrze podchodzę do winy, wyświetlacz informuje mnie, że stoi ona na trzecim. Przez lata starałam się ignorować ten fakt lub, gdy to nie działało, tłumaczyć go sobie tym, że być może na trzecim piętrze mieszka najwięcej lokatorów. Naprawdę próbowałam nie dać się zaangażować w tę sprawę bardziej. Co z tego, skoro pół roku temu, gdy wracałam do domu w nocy i z alkoholowym entuzjazmem postanowiłam wejść schodami, prawda dotycząca klątwy trzeciego piętra ukazała się w całej swojej zatrważającej nagości. Sąsiadka w rozchełstanym szlafroku, pod którym nic nie miała, w puchatych góralskich kapciach na stopach, z niesamowitą szybkością wychynęła ze swojego mieszkania, wcisnęła przycisk i znów czmychnęła do siebie.
Winda usłużnie na jej wezwanie codziennie rano czekała na trzecim piętrze.
***
– Nową fryzurę mamy? Taka równa, przycięta.
Nic nie zmieniałam, oprócz związania włosów gumką. W myślach próbuję przenieść się w czasie do wczoraj i przedwczoraj i przejrzeć się w lustrze. Czy aż tak źle było wtedy? Wracam z tej podróży przez teraźniejsze lustro w windzie i zauważam coś zaskakującego, na co nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi. Sąsiadka, choć przygarbiona przez ciążące w jej rękach plastikowe reklamówki ze złotym napisem Boss, jest dokładnie mojego wzrostu. To nie tylko wzrost, ale też, właśnie, fryzura. Ma dziś podobnie do mnie związane włosy, z tą tylko różnicą, że jej mają tę dziwną siwą fakturę, której nie mają nigdy włosy blond.
Jedno z odbić znika, gdy zatrzymujemy się na trzecim piętrze.
***
– No ale po co ta flaga na balkonie? Czy trzeba się tak afiszować? Przecież kiedyś też byli tacy ludzie, ale się nie obnosili, w domach siedzieli.
Przycinam i kleję w myślach argument, który zmieściłby się między trzecim piętrem a parterem. Otwieram usta, zamykam, łapię powietrze, wypuszczam je. Mam dziwne wrażenie, że to, co jest na moim balkonie, jest widoczne tylko dla sąsiadki. Tak, jakby mój balkon było widać tylko z jej balkonu i z żadnego innego miejsca na osiedlu i na świecie. Próbuję sobie przypomnieć, co ona ma na balkonie – czy są to paprotki, czy pelargonie? A może mylę z grządkami pod blokiem, które ewidentnie jedzie odwiedzić. Obwieszona jest taką ilością sprzętu ogrodniczego, jakby planowała właśnie zamienić dżunglę amazońską w schludny osiedlowy ogródek.
Gdy wychodzi z windy na parterze, sekator wypada jej spod pachy, schyla się po niego z trudem. Zamieram, bo przez chwilę mam wrażenie, że już tak zostanie w tej pozycji, że nie uda jej się wyprostować, że w kuckach przejdzie do trawnika pod blokiem.
***
– Dlaczego pani nie było? Kiedy ostatnio z nią rozmawiałam, mówiła, że jest pani dla niej najbliższą osobą. Że z nikim z sąsiadów nie ma takiej relacji jak z panią.
Ocknęłam się i gwałtownie wróciłam z wakacji. Wprost do windy, w której sąsiadka z mojego piętra opowiadała mi o pogrzebie. Wyjechałam, tym razem w sierpniu. Złamałam rutynę, a ona tego nie zniosła. Ja, najbliższa osoba, najbliższa osoba, najbliższa osoba. Trzykrotne powtórzenie w głowie tych dziwnych słów sprawiło, że mimowolnie zamiast ósemki wcisnęłam trójkę.
Obraz: Gustave Caillebotte „Rue Halévy, vue d’un sixième étage”